'It's too cold outside for angels to fly.'
Przetarłem oczy, dostrzegając jasne
promienie słońca, wkradające się do pokoju przez okno. Złoto wlało się do
pomieszczenie, oświetlając każda pozostawioną luzem w nim materię. Mimo
bałaganu, piękno porannej pogody było powalające. Uśmiechnąłem się lekko i
podniosłem z łóżka. W ciszy przyglądałem się oślepiającemu niebu, było dziś
naprawdę niezwykłe. Żadnej chmury, zakłócającej przejrzystość, tylko czysty
błękit. Niespodziewanie uderzyła mnie myśl, że mógłbym pozostać tu na wieki,
zestarzeć się, obserwując budzącą się do
życia przyrodę każdego kolejnego dnia. Przymknąłem powieki, delektując się
niezmąconym spokojem, którego ostatnio było tak niewiele.
W pokoju rozbrzmiał natarczywy
dzwonek telefonu, wyrywając mnie z rozmyślań. Zmarszczyłem brwi, dziwiąc się
kto mógł chcieć ze mną porozmawiać o szóstej rano. Spojrzałem na wyświetlacz
wibrującej komórki. Na ekranie pokazywało się ‘Anne Styles’. Wzruszając
ramionami, odebrałem.
- Halo?
- Louis? J-jezu, Lou, błagam
przyjedź do szpitala najszybciej jak możesz. – Była całkiem roztrzęsiona, jej
głos drżał, przez co ledwo rozumiałem jej słowa.
- Co się stało? Ktoś miał wypadek?
- H-harry przedawkował, jest w
ciężkim stanie… nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Proszę… - Natychmiast się
rozłączyłem, słysząc jej słowa. W pośpiechu założyłem na siebie pierwsze lepsze
ubrania i wypadłem z pokoju. Wybiegłem na ogród i prędko wsiadłem do samochodu.
Nie zważałem na przepisy, jechałem tak szybko, na ile zakręty na drodze na to
pozwalały.
Byłem
w całkowitym amoku. Jak to Harry przedawkował? Dlaczego? Jak długo już tam jest? Gdzie są wszyscy? Dlaczego nie
wiedziałem wcześniej? Kiedy to się stało? Jak to możliwe, że nikt nie
zauważył…? Pytania krążyły mi po głowie, nie dają spokoju. Na myśl, że Harry
może z tego nie wyjść, coś przewróciło mi się w brzuchu. Przełknąłem ślinę, odrzucając
od siebie tę myśl i upychając ją na dnie umysłu. Z jakiego powodu chciał się
zabić? Naprawdę czuł się tak źle, żeby kończyć ze sobą? Jezu, miał przed sobą
całe życie, ma przed sobą całe życie.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze, kiedy fakty zaczęły powoli układać się w
całość.
Przypomniałem
sobie, jak Harry chcąc wejść do domu, wyżył się na Eleanor, nie mając właściwie
żadnych podstaw, aby to robić. Zbulwersował się na sam je widok. Wypędzając
dziewczynę, chciał pójść do siebie, ale go zatrzymałem, pytając dlaczego to
zrobił. Mruknął coś, że nie może mi powiedzieć i zaszył się u siebie. Wtedy
byłem na niego naprawdę wściekły, więc podążyłem za nim do pokoju i zacząłem
się do nie niego dobijać. Uderzałem pięściami w zamknięte drzwi, żądając, aby
wyszedł i wszystko wyjaśnił. Przez około piętnaście minut starałem się dostać
do środka, ale słysząc, że całkiem mnie ignoruje, poddałem się. Co wydarzyło
się dalej? Tamtego dnia więcej o tym nie myślałem; wpadłem do Eleanor
przeprosić ją za jego zachowanie i… to wszystko. Następnego ranka w ogóle go
nie widziałem, sądziłem, ze po prostu nie wychodzi z pokoju, jak miał to w
zwyczaju czasem robić. Zapomniałem o tym wydarzeniu i dopiero dzisiaj
dowiedziałem się co… co się stało. Prawdopodobnie u siebie w pokoju próbował
popełnić samobójstwo, podczas gdy nikt tak naprawdę nie zainteresował się, co
on ta, robi.
No
właśnie. Dlaczego nikt starał się wyciągnąć go z pokoju? Dlaczego ja nie przejąłem się jego losem? Co się
właściwie z nami stało? Od jak dawna przestaliśmy się przyjaźnić? Wiem, że od dłuższego
czasu Harry ma problemy, ale nigdy nie sądziłem, że są aż tak poważne.
Myślałem, że może jest ostatnio trochę bardziej stonowany niż zazwyczaj. Ale
dlaczego to ostatnio trwa od jakiś
dwóch lat? Z jakiego powodu zerwaliśmy praktycznie wszelkie kontakty? Dlaczego
nagle przestałem się nim przejmować? Dlaczego nie śpimy już w jednym łóżku, nie
robimy sobie śniadam, nie śmiejemy się razem, nie wychodzimy do klubów,
wracając całkiem pijani…? Kiedy to wszystko się skończyło? Nie pamiętam, bym w najbliższym czasie kiedykolwiek zastanawiał
się nad nami, jako przyjaciółmi.
Zacisnąłem powieki, gdy odpowiedź zaczęła się powoli nasuwać. Potrząsnąłem
głową, nie to nie dlatego, nie wtedy, to się nie stało.
Zaparkowałem
i w pośpiechu wpadłem do budynku. Skrzywiłem się; nigdy nie lubiłem szpitali
ani właściwie żadnych budynków medycznych. Zapach lekarstw, ciężkie przypadki,
wszechobecna sterylność, zapracowani doktorzy. To przyprawiało mnie o mdłości, ale teraz nie ma czasu na dziwne fobie,
dopowiedziałem sobie w myśli. Podszedłem do czegoś w stylu recepcji,
spoglądając na miło wyglądając kobietę, która zawzięcie coś pisała.
Odchrząknąłem, zwracając na siebie jej uwagę. Podniosła wzrok i nagle poczułem
niespodziewany ciężar, rosnący wewnątrz mnie. Miała zielone oczy. Zakręciło mi
się w głowie od tego bystrego spojrzenie, jednak nie były to te zielone oczy, które w tej chwili
pragnąłem ujrzeć.
-
Mogę w czymś pomóc? – odezwała się. Jezu, dobrze, że nie miała ani odrobinę
ochrypłego głosu. Spoliczkowałem się w myślach za te wszystkie uwagi i starałem
się przestać zwracać uwagę na szczegóły, które nasuwały mi odpowiedź na każde
pytanie, zadane sobie w samochodzie.
-
Um, tak. Gdzie leży Harry Styles?
Kobieta
zaczęła coś wystukiwać na klawiaturze komputera i po chwili się odezwała, wciąż
nie odwracając wzroku od monitora.:
-
Sala 235, drugie piętro.
-
Dziękuję – odparłem i już chciałem odejść, ale w tym momencie szatynka złapała
mnie za nadgarstek i lekko go ścisnęła. Posłała mi współczujące spojrzenie,
cicho mówiąc:
-
On leży na OIOM’ie. – Puściła mają rękę i z powrotem wróciła do pracy. Przez
chwilę spoglądałem na nią niedowierzając, ale widząc, że nie żartuje, ruszyłem
na odział intensywnej opieki. Zacząłem powoli wspinać się po schodach, czując
bolesne ukłucie w podbrzuszu. Miałem wrażenie, jakby ktoś mnie znieczulił i
pozbył się całkowicie wszystkich emocji, które mogły jakkolwiek nade mną
zapanować. Wszystkie myśli zniknęły. Niczym w amoku, w końcu dostałem się na
odpowiednie piętro.
Obrzuciłem
korytarz wzrokiem i dostrzegłem skuloną postać na krześle, która cicho łkała.
Natychmiast ją rozpoznałem i podążyłem w jej kierunku. Złapałem ją za ramię,
lekko je ściskając. Kobieta podskoczyła i głośno czknęła. Spojrzała na mnie
zagubionymi oczami tak bardzo podobnymi do tęczówek jej syna. Rzucała mi się w
ramiona i wybuchnęła płaczem. Zacząłem powoli głaskać ją po plechach, szperając
do ucha uspokajające słowa, choć ani trochę w nie wierzyłem. Łzy spłynęły mi po
policzkach i zmoczyły bluzkę mamy Harrego. Anne oderwała się ode mnie i starła
kciukiem słone krople z moje twarzy. Przymknąłem oczy.
-
Mogę go zobaczyć? – to co wydobyło się z mojego gardła, na pewno nie należało
do mnie. Głos mi się załamywał, byłem na skraju rozpaczy. Brunetka pokręciła
głową, nawet nie zdaja sobie sprawy, że poczułem się przez to jeszcze gorzej.
-
Lekarz powiedział, że musi odpoczywać.
Westchnąłem
cicho i podniosłem się z krzesła. Podszedłem do drzwi i przez szklaną szybę
ujrzałem osobę, która w tej chwili zajmowała cały mój umysł. Chłopak był
podpięty do miliona rurek, prowadzących do irytująco głośno pikającej
aparatury.
Jezu Chryste.
Wyglądał
tak bezbronnie. Ciemne włosy rozrzucone były na poduszce, kontrastując z jej
nieznośną bielą. Powieki zamknięte zabraniały mi widoku tych zielonych
tęczówek. Wszystkie uczucia powróciły. Strach, nerwy, poczucie winy, troska.
Nie mogłem uwierzyć, ze naprawdę patrzę na niego z tej strony. Zawsze był taki
wesoły, gdziekolwiek by nie przebywał wypełniał całą przestań swoją pozytywną
energię. Brakowało mi tego szerokiego uśmiechu, ukazującego urocze dołeczki w
policzkach. Ale czy zawsze taki był?
Nie. Dlaczego? Już znałem odpowiedź na to pytanie. Brakujący element układanki
nareszcie powrócił na swoje miejsce. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że
naprawdę tak mogło być. Jak mogłem nie zauważyć? Jak mogłem być tak potwornie
ślepy?! Każdego pieprzonego dnia było tak samo, a ja nawet nie chciałem tego
zmienić. Złapałem się za głowę, znów czując napływające łzy. Tym razem nie było
to spowodowane lękiem, lecz winą. Boże, to wszystko przeze mnie. Osunąłem się
na ziemie, chowając twarz w dłoniach. Błagam, obudź się, obudź się, obudź się,
obudź się. Powtarzałem te myśli jak mantrę.
Czyjeś
donośne kroki przerwały moje łkanie. Uniosłem głowę, dostrzegając biegnącego
lekarza i kilka pielęgniarek. Zszokowany patrzyłem jak wpadają do sali,
krzątając się przy chłopaku. Głośne komendy doktora zagłuszało donośne pikanie
aparatury. Krzyki, pikanie, krzyki, pikanie, krzyki pikanie. To wszystko
doprowadzało mnie do szału, miałem wrażenie, że zaraz zwariuję. Podciągnąłem
kolana pod brodę i znów ukryłem twarz. Nagle wszystko ucichło. Proszę, proszę, proszę, proszę. Niech to
będzie to, co myślę, proszę, proszę,
proszę. Lekarz wyszedł z Sali, kierując się w naszą stronę.
-
Pani Styles? – zwrócił się do mamy Harry’ego. Nie mogłem nic odczytać z jego
głosu, był pusty.
-
Tak, to ja.
-
Bardzo mi przykro, nie mogliśmy nic zrobić. Ilość tabletek w organizmie była
zbyt wielka, nie dało się go uratować.
Nie.
Nie. Nie. Nie, to się wcale nie dzieję. Rzeczywistość uderzyła we mnie niczym
piorun. Słowa lekarza powoli docierały do mózgu, robiąc w nim całkowite
spustoszenie. Nic już nie miało znaczenia. Zaśmiałem się histerycznie,
przewracając się na podłogę i zanosząc płaczem. Anne klęknęła obok mnie,
głaszcząc po policzku. Pociągała nosem, starając się powstrzymywać szloch, ale
niespodziewanie wydarł sie on z jej gardła. Siedzieliśmy pod salą szpitalną
tonąc we własnych łzach i wspomnieniach Harrego Stylesa.
***
Pogrzeb ustalono na tydzień po
śmierci Harrego. Przez ten czas nie spałem, nie jadłem, właściwie to jedyne, co
określało to, że jeszcze w jakiś sposób żyję, to oddychanie. Nie mogłem sobie tego wybaczyć to była moja wina i
dobrze o tym wiedziałem. Nic nie mogłem teraz zrobić, nie mogłem naprawić
potwornego błędu, który popełniłem, będąc zaślepiony tym, czego tak naprawdę
nigdy nie było. Co dzień leżałem w ubraniach Harrego w jego pokoju, w jego
zapachu, w jego myślach. Czułem się prawie jakbym był tam z nim. Było to zwykłe
okłamywanie samego siebie. Harry odszedł, już na zawsze, a ja nie potrafiłem
zrobić nic, aby temu zaradzić.
Na pogrzebie zebrało się naprawdę
wielu ludzi. Oprócz całej jego rodziny, chłopaków, mnie, były jeszcze osoby,
których nigdy nie widziałem na oczy. Jednak nie stwarzało to żadnego problemu,
jeśli tylko przyszli tu by oddać szacunek Harry’emu. Jego mama wygłosiła
przemowę, na której wszyscy się
popłakali, wspominając tego cholernie wspaniałego dzieciaka z burza loków na
głowie. Nie odzywałem się. Oczywiście złożyłem kondolencje każdemu z członkowi
jego rodziny, lecz to było w zasadzie wszystko. Czekałem aż tłum odejdzie i
zostanę z nim sam. Musiałem mu coś powiedzieć nie zależnie od tego, czy to
usłyszy czy nie.
Usiadłem na trawie, otwierając usta,
aby zacząć, lecz ktoś niespodziewanie mi przerwał. Odwróciłem się, dostrzegają
jego siostrę. Jej oczy były pełne łez, a twarz zmizerniała.
- Louis. Ja… um – przerwała, czując
napływający potok łez. Przez chwile doprowadza się do porządku, a następnie
kontynuowała:
- Harry zostawił list. Dla ciebie.
Napisał przy nim, że możesz go przeczytać tylko ty, więc nie pozwoliłam nikomu
innemu do niego zajrzeć. Ja oczywiście również go nie tknęłam, jednak myślę, że
chyba wiem co… co tam jest. Przeczytaj to, proszę. – Podała mi zwinięta w rulon
kartkę i odeszła, zostawiając mnie samego. Drżącymi dłońmi rozwinąłem go i zacząłem,
czytać. Już po kilku pierwszych słowach wybuchnąłem gorzkim płaczem. Czytając
go, słone krople spadały na papier, lekko rozmazując słowa.
Byłem potworem. Jak mogłem nie
widzieć tego wszystkiego, tych tęsknych spojrzeń, tych uśmiechów, które równie dobrze mogły
oznaczać ‘przepraszam, poddaję się’. Przejeżdżałem wzrokiem po kolejnych
linijkach tekstu, co raz bardzie upewniając się w przekonaniu, że Harry był
cudownym człowiekiem, wręcz ideałem, a
ja… ja. Nie mogłem znieść myśli o samym sobie. Moim ciałem wstrząsały dreszcze,
spowodowane spazmatycznym płaczem. Dochodząc do końca, załamałam się i upadłem
na grób, uderzają głową o kamienna płytę. Westchnąłem cicho.
-
Harry. Jedyne, co jestem w stanie z siebie wydusić to ‘przepraszam’.
Wiem jak głupie to jest, to przecież nic nie znaczy, bo prawdopodobnie mnie
nawet nie słyszysz. Kiedy… kiedy zobaczyłem cię wtedy w szpitalu, takiego
kruchego i bezbronnego, uświadomiłem sobie, ze ja też… ja też… cię kocham.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo tęsknie za twoim uśmiechem, który
rozświetlał całe pomieszczenie, w którym byłeś. Jak bardzo brakuje mi
godzinnego przyglądania się twoim oczom o tak zielonej barwie, jakiej u nikogo
innego nie spotkasz. Czyste szmaragdy. Jak bardzo chciałbym dotknąć twoich
kręconych włosów, zanurzyć w nich twarz i wdychać ich piękny zapach. Tęsknię za
dniami spędzonymi wyłącznie z tobą, napawają się twoją obecnością. Chciałbym,
żeby to wszystko wróciło. Gdybym mógł dostać jeszcze jedną szanse, nie
zmarnowałbym jej, obiecuję. Wiem, że teraz jest za późno. Jeśli tylko
zrozumiałbym moje uczucia do ciebie nieco wcześniej, wszystko ułożyłoby się
zupełnie inaczej, prawda?
Przerwałem na moment, przyglądając
się marmurowej budowie z wyrytym nazwiskiem Harrego. Obok było jego
czarno-białe zdjęcie, wszczepione w płytę. Zbliżyłem się do jego uśmiechniętej
twarzy i przytknąłem swoje usta do tych na fotografii. Pogładziłem lekko wyblakły
policzek i uśmiechnąłem się przez łzy.
- Tak bardzo cię kocham. Zrobiłbym
teraz absolutnie wszystko, żeby przeszłość powróciła. Nawet jeśli oznaczałoby
to zniknięcie z twojego życia, sprawiłbym, że znów będziesz szczęśliwy. Jestem
straszny idiotą, jak mogłem nie… Musze ci o czymś powiedzieć. Zerwałem z
Eleanor. Teraz to nie ma znaczenia, ale gdybyś tylko… ja myślę, że nigdy jej nie kochałem. Nie tak
jak ciebie. Prawdopodobnie ona coś do mnie czuła i czuje to nadal, ale ja po
prostu nie mogę… Kocham cię, Harry. Będę
tu przychodził codziennie i ci to powtarzał, póki się nie zestarzeje. A może…
chciałbym cię teraz zobaczyć. Myślę, że w najbliższym czasie się spotkamy. Nie
bądź zły, proszę, nie umiem bez ciebie żyć. Kocham cię do końca i jeszcze
dłużej.
To jest piękne.. Sposów jaki oddajesz uczucia bohaterów, wprowadzasz nastrój i tworzysz obrazy wydarzeń. To niesamowite. Nie płaczę, choć było to wzruszające i trochę smutne zakończenie, ale najwyraźniej musiało tak być. Bo co gdyby Harry'emu nic nie było? Jakbuy Anne nie zadzwoniła do Tommo? On by wtedy nic nie wiedział i nie uświadomił sobie jqk bardzo kocha Hazzę. Może by się jednak o tym przekonał ale z pewnością dużo później. Wszystko wydawało się solidnie zaplanowane i zapięte na ostatni guzik, a za razem tak zmienne i kruche. Piszesz cudownie i mam prośbę, pisz dalej. Zacznij nowe opowiadanie bądź napisz dodatki do tego, co chcesz, tylko nie marnuj się i swojego talentu. Kocham cię i może do napisania.. <333
OdpowiedzUsuńto takie smutne zakończenie... pomimo, ze od poczatku bylo wiadomo ze nie bedzie tu happy end'u, to i tak troche smutno. mimo wszystko- wspaniale opowiadanie
OdpowiedzUsuńjakieś 10 minut temu przeczytałam rozdział i nadal płaczę. To co napisałaś jest cudowne. Nie komentowałam, ale uwielbiam to co piszesz. Do końca miałam nadzieję, że będzie trochę bliskości Larry'ego. Nie wiem co mam napisać. Dziękuję że napisałaś to fan fiction. Będę do niego wracać.
OdpowiedzUsuńTak, nadal płaczę.
@morethankiss
Cudo*.* przepraszam że wcześniej nie komentowalam. Masz niesamowity talent. Jestem pod wrażeniem że wciąż istnieją tacy ludzie jak ty z oryginalnymi pomysłami. Mam nadzieję że na tym opowiadaniu twoja przygoda z pisaniem się nie skończy i będziesz tworzyć inne opowiadania, tak samo niesamowite jak to;D pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńcudne zakończenie <333
OdpowiedzUsuńSmutne, ale genialne zakończenie. Nadal jestem zszokowana, że nie czyta tego przynajmniej 50 osób.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz pisala nowe opowiadanie, daj znać na twitterze
@_1D_Polska_
WHO MADE YOU THINK THIS IS OKAY
OdpowiedzUsuńmatko, co z Ciebie za sadystka... wyję jak nienormalna. jak mogłaś?!
(A co do bardziej konstruktywnych komentarzy to powiem tylko, że trochę wymęczył mnie Twój styl pisania - taki za bardzo i jakby na siłę rozwlekły, patetyczny i żałobny. Rozumiem, że to właśnie taki rodzaj tekstu, ale mimo wszystko umęczyłam się czytając to opowiadanie. Jednak dla zakończenia - było warto, bo wyszło Ci o wiele zgrabniej.)
Hey :) THIS IS US cały film można zobaczyć tutaj
OdpowiedzUsuńonedirectiononline2013.blogspot.com <3
ZA DARMO !!!!
Będziesz pisać nowe opowiadanie?
OdpowiedzUsuńNie mam słów. Cały czas płaczę.. Piękne opowiadanie. Gratuluje.
OdpowiedzUsuńNigdy żadne opowiadanie nie poruszyło mnie tak bardzo, jak to. Przez wszystkie rozdziały uczucia Harry'ego przelewały się na moje uczucia, utożsamiałam się z jego osobą, przez co chociaż częściowo mogłam go rozumieć...
OdpowiedzUsuńSoundtracki dobierane idealnie pozwalały wczuć się w treść. Epilog doprowadził mnie do łez. Był piękny, pełen emocji. Mam nadzieję, że masz zamiar stworzyć jeszcze coś w temacie "Larry", chociaż nie ukrywam, tym razem wolałabym, aby było weselsze, niż to.
Podsumowując całe opowiadanie jednym słowem: fenomenalne.
Ja... ja... ja poprostu jestem rozdarta, a moja poduszka jest cała mokra... wielkie dzięki i jak mogłaś go zabić?! Zakochałem się a ty odbierasz mi tą miłość bezkarnie. Ryczę jak bubr i ciesz się, bo to tylko i wyłącznie twoja zasługa!
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie napisać niczego innego jak tylko IDEAŁ ... Czytając wszystko to co czuje postać Harrego w tym opowiadaniu, dobrze znam tą historię, wiem coś o niej .. Po prostu powiem ci, DZIĘKUJĘ :)
OdpowiedzUsuńBoże piękne <3
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam :(
Zapraszam do mnie do czytania, obserwowania i komentowania :)
http://you-and-i-fanfiction.blogspot.com/
Pozdrawiam! Xx
/ Haz.
Dziękuję Ci za to.
OdpowiedzUsuńTo bylo piekne
OdpowiedzUsuńhttp://uncover-paradise.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO SIEBIE. ZACHĘCAM DO CZYTANIA, OBSERWOWANIA I KOMENTOWANIA. ODWDZIĘCZAM SIĘ!
Ja umm sama nie wiem czy jeszcze tutaj zaglądasz ale nie mogłam się powstrzymać i muszę skomentować ten blog. Po pierwsze to najpiękniejszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. A wszystkie blogi które mi się spodobały zapisuję i mam ich już ponad 100 ale z ręką na sercu mogę powiedzieć że nigdy nie czytałam czegoś tak pięknego i wzruszającego. Po drugie przeczytałam już kilka blogów mniej więcej o podobnej tematyce ale w twoim jest coś tak wspaniałego że prawie czułam to wszytko co Harry. Jestem w 100% pena że wrócę nie raz do tego bloga i zaproponuje go chyba wszystkim moim przyjaciółką żeby go przeczytały. Przepraszam że ta wypowiedź jest taka chaotyczna ale nie mogę jeszcze opanować łez po tym co tutaj przeczytałam. Mam nadzieję że stworzysz jak najwięcej takich cudeniek i będę je mogła czytać w kółko. O i przepraszam że tak się rozpisałam i tak pewnie tego nie przeczytasz ale jestem Ci wdzięczna że stworzyłaś coś tak niesamowitego. Pozdrowienia xx /Julia
OdpowiedzUsuńTo jest takie piękne! Tak bardzo płakałam :'(
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! JAAK CZEMU UŚMIERCIŁAŚ MI HAZZE?! JAK KURWA MOGŁAŚ JAPIERDOLE HAHAH. 1:18 A JA RYCZE JAK POJEBANA HAHAH CZEMU JAK :'(
OdpowiedzUsuńKURWA MAĆ! NIE PŁAKAŁAM WGL ALE GDY PRZECZYTAŁAM 'JA TEŻ CIE KOCHAM HARRY' TO TAK ZACZĘŁAM RYCZEĆ KURWA MAĆ HAHHAHA JAPIERDOLE NO JAK KURWA MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ ZNÓW OPOWIADANIE PRZEZ KTÓRE PŁACZE. NIE RYCZE HAHAH JAK POJEBANA. Kocham cię ślicznie to napisałaś każdy szczegół.ALE CZEMU KURWA GO UŚMIERCIŁAŚ.??! NIE SŁYNĘ Z KOMENTOWANIA OPOWIADAŃ ALE ALE TEGO SIE NIE DAŁO NIE SKOMENTOWAĆ! JAPIERDOLE. PIĘKNE. :'(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZ upoważnieniem : Gabi :/
UsuńPozdrawiam :)
Najpiękniejsze fanfiction, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Myślę, że nie muszę niczego więcej dodawać.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: shrovetide-fanfiction.blogspot.com
@harrysangeles
japierdole płacze tak mocno że sama az w to nie wieże.... w zyciu jeszcze nie przeczytałam tak pieknego opowiadania i bede je czytać codziennie... to jak bradzo słowa w tym opowiadaniu sa prawdziwe jak bardzo do siebie pasuja i jak bardzo mnie serce bolalo z Każdym kolejnym zdaniem jest poprostu niesamowite... czuje sie jakby to sie naprawde wydażyło ;(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że koniec :(
W wolnej chwili zapraszam do siebie http://wind-onedirection-fanfiction.blogspot.com/
Cudowne <3 siedze i płacze po mino tego ze jestem zawsze twardy :')
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie. Te wszystkie emocje, które opisujesz. Czysta magia! Świetne, wręcz idealne dobranie każdego słowa.
OdpowiedzUsuńTo takie smutne. Do samego końca miałem nadzieję, że to się jednak tak nie skończy. Nie jestem wielkim fanem angstów, ale ten jest naprawdę dobry.
OdpowiedzUsuńBoże, płaczę.
OdpowiedzUsuńTak strasznie płaczę :'( Nie mogę się pozbierać po przeczytaniu tego ff... To jest najlepsze ff o Larry'm jakie kiedykolwiek czytałam! Uwielbiam je ❤
OdpowiedzUsuń@mruuczus