“I enjoy even an empty promise, that will never
come true”
Skamieniałem. Moje ciało zastygło
niczym posąg. Od kilku godzin leżałem w bezruchu na kołdrze, nawet nie zadając
sobie trudu, aby otworzyć powieki. Uchylenie ich oznaczałoby powrót do
rzeczywistości, świata pełnego bólu, trudu i cierpienia. W takim razie, dlaczego
miałbym chcieć z powrotem się tam znaleźć? Kraina marzeń oraz nierealistycznych
urojeń, była odpowiednim miejscem, aby odciąć się od prawdy. Oczywiście,
zdawałem sobie sprawę, że przyjdzie taki moment, w którym będę musiał zmierzyć
się oko w oko z rzeczywistością. Jednak ta chwila jeszcze nie nastąpiła. Mogłem
spokojnie cieszyć się światem, który sam wykreowałem. Zero płaczu, zero chęci
zadawania sobie bólu, zero Louisa. Może sprostuję: zero prawdziwego Lou,
człowieka przysparzającego mi z dnia na dzień coraz więcej cierpienia.
Przebywałem z chłopakiem, który
zawsze się ze mną zgadzał i był nadzwyczajnie miły. Który przynosił mi
śniadanie do łóżka i szeptał na ucho czułe słowa. Która wplatał moje loki na
palce i pozwalał napawać się swoją obecnością. Który mnie kochał. To był
brakujący puzzle; bez niego nie istniał Harry Styles. Bez niego istniała
wyssana z wszelkich emocji skorupa. Tomlinson z mojej głowy miał ten sam słodki
zapach, który szczerze uwielbiałem, te same hipnotyzujące oczy i rozczochrane
włosy. Zmieniał się jedynie jego stosunek do mojej osoby oraz uczucie, jak
wobec mnie odczuwał. Nienawidził mnie, lecz kochał. Zasadnicza różnica,
czyż nie?
Nagle do pokoju wparował Niall,
wyrywając mnie z marzeń i sprowadzając na ziemię. Blondyn rzucił się na łóżko
obok mnie, ciężko dysząc. Widać, że miał kłopoty z oddychaniem. No cóż,
spodziewając się, co mogło do tego doprowadzić, wywnioskowałem, że urządził
sobie krótki maraton po schodach na górę. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę,
dzięki czemu mogłem dostrzec, że powoli stabilizował swoje tętno.
- On tam… na ciebie… czeka –
wybełkotał, w niektórych miejscach przerywając, żeby wziąć głęboki wdech.
Kiedy doszło do mnie, co ma na
myśli, otworzyłem oczy jeszcze szerzej i szybko zamrugałem. Serce zabiło
mocniej, a krew zawrzała w żyłach. Natychmiastowo usiadłem na pościeli, czując
zawroty głowy od tak niespodziewanego ruchu.
- Mówisz o…? - rzuciłem mu
pytające spojrzenie, chcąc się upewnić.
- Tak. O Lou. Siedzi w kuchni i
wypytuje, kiedy zejdziesz. Powiedział, że chce z tobą wyjść, czy coś. Już i tak
zrobił niezłą awanturę, że …hej!
Przerwałem mu, wybiegając pędem z
pokoju. Nie było mądrym posunięciem zostawianie go samego w moim pokoju, lecz
to było jedyne wyjście. Czy ja śnię? Louis Tomlinson planuje mnie gdzieś zabrać
i na dodatek się niecierpliwi? Tak, to z pewnością nie jest jawa.
Znalazłem się w kuchni szybciej,
niż to było możliwe. W głowie wciąż mi wirowało, a przed oczami migały czarne
plamki. Obrzuciłem wzrokiem pomieszczenie i napotkałem niespodziewaną
przeszkodę. Przed moimi oczami stał On. Jego usta były zaciśnięte, ale oczy
zachęcająco się uśmiechały. Błysk w tych szafirowych tęczówkach niemal powalił
mnie na kolana. I znów dostrzegłem coś, co nie pomagało mi w koncentracji.
Dlaczego on stał tak blisko?
- Przejdziemy się?
Energicznie pokiwałem głową. Jego
głos bardzo mnie zaskoczył, był taki… szczery. Dawno go takiego nie słyszałem;
przecież od kilku miesięcy prawie się do mnie nie odzywał, a jeśli już to
robił, wówczas wypowiedź była ironiczna lub złośliwa. Od wczorajszej rozmowy, a
raczej kłótni, zdążył diametralnie się zmienić. Na jego czole nie pojawiał się
ta pionowa zmarszczka, oznaka zirytowania, a ton jego głosu nie był oziębły.
Mogłem spokojnie obserwować jak ciało spina się, kiedy schyla się, aby założyć
buty, i rozluźnia, gdy się prostuje. Takie małe detale wyzwalały we mnie
uczucie pozornego szczęścia. W końcu od jakiegoś czasu nie było mi dane ich
obserwować.
Szybko włożyłem na stopy
tenisówki i skierowałem się do drzwi. Louis mnie jednak wyprzedził i otworzył
je, kiwając głową, abym wyszedł pierwszy. Oniemiałem. Może ten dzień nie będzie
zaliczał się do dramatów, które przeżywałem niezmiennie od dłuższego czasu,
lecz zajmie pierwsze miejsce na liście chwil tak wspaniałych, że aż
niemożliwych do spełnienia? Potrząsnąłem głową, jak gdyby próbując odegnać
niechciane myśli i przeszedłem przez próg. Chłopak dokładnie zamknął za nami
drzwi, przez co miałem wrażenie, że tym gestem chciał podkreślić, iż jesteśmy
zupełnie sami. Jeżeli rzeczywiście takie były jego intencje, cieszyłem się.
- Gdzie idziemy? – zapytałem ,
nie wiedząc jak rozpocząć temat.
- Kieruj się w stronę parku.
Zaległa między nami niezręczna
cisza, której nie sposób było przerwać. Wpatrzyłem się w ziemię, uznając moje
stopy za bardzo interesujący obiekt obserwacji. Od czasu do czasu zerkałem
kątem oka na bruneta, sprawdzając czy i on na mnie patrzy. Znów była to złudna
nadzieja, gdyż ani razu go na tym nie przyłapałem. Westchnąłem cicho, czując,
że dłużej nie wytrzymam, jeśli choćby słowo nie wydobędzie się z moich ust.
- Przepraszam.
- Przepraszam.
Parsknąłem śmiechem. Równocześnie
powiedzieliśmy to samo, zważając na to, że oboje mamy za co przepraszać.
Spojrzałem na niego i zorientowałem się, iż on również na mnie patrzy. Nie
chcąc przerywać tej pięknej chwili, utonąłem w jego oczach. Nieustannie się w
nie wpatrywałem, czując, że zagłębiam się coraz bardziej. Chłopak odchrząknął,
a ja momentalnie spłonąłem rumieńcem. Odwróciłem głowę, starając się nie
pokazać więcej oznak zażenowania; w jego obecności już i tak zbyt często się
czerwieniłem.
Nagle poczułem na dłoni czyjś
dotyk. Przeszły mnie dreszcze, gdy zdałem sobie sprawę, kim ów osoba jest. Znów
spojrzałem w jego stronę, jednak ominąłem oczy, wiedząc jak może się to
skończyć. Chłopak wzmocnił uścisk i odwrócił mnie przodem do siebie.
- Harry
Moje imię w jego ustach brzmiało
tak… niezwykle. Jedno słowo, a przepełniło mnie tak ilością emocji. Nie miałem
pojęcia, że aż tak mu przykro. Słysząc tyle skruchy, w jednym momencie mu
wybaczyłem. Wszystko. Że zostawił mnie dla niej, że zapomniał, że ignorował, że
był tak cholernie ślepy na moją miłość do niego. Wiedziałem, że wciąż nie ma
pojęcia o silnym uczuciu, którym go darzę, jednak sam fakt, że uświadomił sobie
jak źle postąpił, niemal doprowadził mnie do łez. Miałem wrażenie, jakby
wszystkie brudy zostały wessane, a my zaczynamy od nowa.
- Tak cholernie mi przykro –
wyszeptał. Spuścił głowę, próbując ukryć swój wzrok. Nie zmuszałem go, aby na
mnie spojrzał, niech mówi. Nic na siłę. – Odezwij się. Proszę powiedz cokolwiek
i… - przerwał, nie będąc w stanie wydusić ni słowa więcej. Gdy zdałem sobie
sprawę, że on płacze, natychmiast przyciągnąłem go do uścisku i oplotłem
ramionami. Ułożył głowę z zagłębieniu mojej szyi, łaskocząc skórę gorącym
oddechem.
- Shh… już dobrze.
Napawałem się tą chwilą tak długo,
jak mogłem. Jego oczy moczyły moją koszulkę, jednak w tej chwili to były
najcudowniejsze łzy na świecie. Wraz z mocniejszym powiewem wiatru, otulił mnie
jego zapach, tak słodki i przyjemny, że zatopiłem nos w jego włosach, nie chcąc
już nigdy musieć tego przerywać. To było nawet lepsze niż pocałunek, który
pamiętam jak przez mgłę, gdyż byłem mocno pijany, poza tym zmusiłem go do tego.
On przecież nie chciał, a ja nie pozwalałem mu się oderwać. Poczucie winy
zalewało mnie od środka. Ta chwila była zupełnie inna. Co prawda, z mojej
inicjatywy znaleźliśmy się ciasno w siebie wtuleni, lecz on nie zaprzeczał.
Wręcz przeciwnie, odpowiadało mu to. Owijając się wzajemnie ramionami, staliśmy
w parku, pośród ludzi, którzy rzucali nam zaciekawione spojrzenia. Jednak to
się nie liczyło. To była tylko, i włącznie, nasza chwila. Nikt nie mógł tego
zepsuć.
W pewnym momencie poczułem, że
uścisk się rozluźnia, gdyż Louis delikatnie się ode mnie oderwał. Popatrzył na
mnie załzawionymi oczami, które będąc mokre od łez, wydawały się jeszcze
piękniejsze. Pociągnął nosem i wbił wzrok w ziemię, unikając mojego spojrzenia.
- Nie, Harreh, nie jest dobrze –
odezwał się cichutko. Użył zdrobnienia, które wywoływało na moim ciele miliony
dreszczy. Wzdrygnąłem się lekko, nie będąc przyzwyczajonym do tak wielkiej
dawki przyjemności rozchodzącej się po moim ciele. – Wszystko zepsułem… i nawet
nie waż się mi teraz przerywać- ostrzegł mnie, widząc, że już otwierałem usta,
aby zaprzeczyć. Uśmiechnąłem się lekko i na znak zgody, pokiwałem głową. –
Chciałbym prosić, żebyś mi wybaczył, ale nie wiem, czy po tym wszystkim to jest
jeszcze możliwe. Dopiero niedawno doszło do mnie, zostawiłem cię, kiedy
najbardziej mnie potrzebowałeś. Przepraszam. Obiecuję, jeżeli w ogóle zgodzisz
się zacząć wszystko od nowa, nigdy więcej nie stawiać nikogo ponad nami.
Jego głos całkiem załamał się
przy końcu. Wybuchł gwałtownym płaczem, zarzucając ramiona na moją szyję.
- Ja naprawdę nie chciałem,
proszę, Harry – załkał. Nie mogłem oglądać go w takim stanie, więc złapałem
jego twarz w dłonie i nakazałem na siebie spojrzeć.
- Hej, Lou, spokojnie. Jest
dobrze. Wybaczyłem ci i zrobiłbym to znowu, nawet jeśli byś się ode mnie
odsunął na kilkanaście lat.
- Dlaczego? – obdarzył mnie
zdziwionym spojrzeniem.
Bo cię kocham
- Bo jesteś moim przyjacielem.
- Nie będziesz musiał, już nigdy.
Przysięgam. Narobiłem tyle złego, że nie mógłbym zrobić tego ponownie. Teraz
chcę jedynie wszystko naprawić.
Moje oczy złagodniały, gdy
ujrzałem jego szczery wzrok. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę, chcąc
wyłapać kłamstwo, lecz nigdzie go nie dostrzegłem. Już nigdy. Przecież obiecał.
Nagle moich uszu doszedł dziwny
odgłos. Źródłem dźwięku okazał się być Lou, próbujący powstrzymać się od
ziewnięcia. Zachichotałem na ten widok, jednak po chwili zmarszczyłem lekko
brwi.
- Jest dopiero południe, jak to
możliwe, że już jesteś zmęczony? – coś mi się nie zgadzało.
- Po wczorajszej kłótni dużo
myślałem i tak wyszło, że nie spałem całą noc - przyznał się, spoglądając na
mnie niewinnie. Westchnąłem z rezygnacji. Czy to w ogóle możliwe, aby Lou nie
przespał z mojego powodu całej nocy? Złapałem go pod ramię i pociągnąłem w
stronę domu.
Przemierzając park ramię w ramię
z chłopakiem, którego kochałem ponad życie, czułem się jak w niebie. Objąłem go
w pasie, co powodowało często zdegustowany wzrok ludzi, jednak dla mnie ta
sytuacja nie była wstydliwa, wręcz przeciwnie. Brunet nie zaprzeczał, lecz
wygodnie oparł się o moje ciało, gdyż oczy i tak mu się już zamykały. To był
naprawdę uroczy widok. Walczył ze zmęczeniem w sposób tak zabawny, że nie byłem
w stanie oderwać od niego wzroku. Nie robiłem tego nawet, gdy zachowywał się
poważnie, ale pomińmy ten szczegół. Powieki co chwilę opadały, jednak zawzięcie
z nimi walczył, nie chcąc pozwolić im wygrać. Z jego ust co chwila dobywało się
głośne ziewnięcie. Za każdym razem soczyście rumienił się z tego powodu. Było
to tak rzadkie zjawisko, że mógłbym je oglądać godzinami. Wiatr rozwiewał jego
i tak roztrzepane włosy, sprawiając, iż na jego głowie panował jeszcze większy
nieład. Irytowało go to okropnie, co pokazywał poprzez nerwowe przygładzanie
kasztanowych kosmyków do czoła. W końcu się poddał, nie mając siły dalej
walczyć z pogodą.
Gdy dotarliśmy do domu, chłopaków
nie było. Nieco mnie to zdziwiło, ponieważ kiedy mieliśmy dni wolne od
wszelakich koncertów, prób, czy wywiadów, zwykle nie wykraczali poza próg
budynku. Znalazłem jednak na stole kartkę, obwieszczającą, że Simon poprosił
ich o spotkanie, a że nie wiedzieli, kiedy wrócimy udali się tam bez nas.
- Harry, idziesz? – doszedł mnie
cichy głos Louisa. Stał już na schodach, prawdopodobnie na mnie czekając. Tętno
mi przyspieszyło, gdy zorientowałem się, że nie rzucał słów na wiatr. Pokiwałem
głową i oderwałem wzrok od kartki, podążając za nim. Ku mojemu zdziwieniu, nie
udał się do swojej sypialni, ale do mojej. Będąc jeszcze przyjaciółmi często
spaliśmy w jednym pokoju. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że znów nimi
jesteśmy, więc stare nawyki wróciły. Uśmiechnąłem się w duchu na tę myśl.
Zamknąłem za sobą drzwi, kierując
się w stronę łóżka. Louis zdążył się już zakopać pod kołdrą, spod której
wystawała jedynie głowa. Na ten widok bardzo dobrze znane mi ciepło, rozlało
się po moim sercu.
Miłość
Przystanąłem przy krawędzi materaca, nie wiedząc, gdzie
usiąść. Chłopak widząc moje zdezorientowanie, poklepał lekko kołdrę, dając mi
znać, bym położył się obok niego. Niemal wskoczyłem na łóżko, owładnięty
niespodziewaną radością. Brunet odsłonił krawędź kołdry, pokazując abym pod nią
wszedł. Wykonałem jego polecenie, piszcząc w duchu niczym mała dziewczynka.
Louis przywarł do mnie całym ciałem, nie pozostawiając między nami żadnej
przestrzeni. Odpowiadało mi to, nawet bardzo, lecz mówiąc szczerze, kompletnie
się tego po nim nie spodziewałem.
- Ciekawi mnie jedna rzecz –
wymamrotał, owiewając mnie słodkim oddechem. Zakręciło mi się w głowie, ale
będąc trzeźwym, potrafiłem pohamować swoje chore fantazje. Modliłem się w
duchu, aby nie mówił o tym. –
Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś?
Nadzieje roztrysnęły się niczym
bańska mydlana. Teraz nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć. Prawdy nie
wyznałbym mu nigdy w życiu, zaś kłamstwo może zadziałać, w końcu on już i tak w
połowie śpi, więc z pewnością się nie zorientuje. Wybrałem druga opcję,
błagając w duchu, aby nie usłyszał zdecydowanie zbyt głośnego bicia serca.
- Ja… - głos niesamowicie mi
drżał. Wziąłem głęboki oddech, próbując się opanować… - Myślałem, że to pomoże
z powrotem nam o siebie wrócić… oczywiście jako przyjaciele. – dodałem prędko,
wiedząc jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć. – Poza tym, byłem pijany, nie
panowałem nad sobą.
Tego ostatniego zdania mogłem nie
dodawać. Zepsuło już i tak beznadziejną konstrukcję. Między nami znów zapadła
cisza, przerywana jedynie miarowymi oddechami. Bałem się jego odpowiedzi.
Jeżeli się zorientował, wówczas nie postało mi nic innego, tylko…
- Rozumiem. - Jego głos przerwał
moje rozmyślania, natychmiastowo zamazując ciemną stronę wydarzeń i odsuwając
ją na drugi plan. Dziękowałem Bogu, że choć jeden raz mnie wysłuchał.
Louis po dziesięciu minutach
zasnął, prawie całym ciałem na mnie leżąc. Im dłużej przyglądałem się jego
idealnej twarzy, tym więcej myśli kłębiło się w mojej głowie.
Słońce powoli wychylało się zza
horyzontu, ukazując pierwsze, nieśmiałe promienie. Ciemne niebo zniknęło,
pozwalając światłu przebić się przez swoją skorupę. Pierwszy raz od niedawna
ciepło wygrywało z zimnem, ogień z lodem. Tak ciężko było się przez niego
przebić, jednak w końcu mi się to udało. Pokonałem zamarzniętą wodę, topiąc ją.
Sprawiłem, że na niebie znów ukazała się jasność. Tylko na jak długo? Skąd mogę
mieć pewność, że ciemne chmury niedługo nie przybędą, odbierając mi wszystko,
co zostało na krótko oddane? Niepewność górowała nad wszystkim, obawa
przechwyciła to, co powinno do mnie należeć. Czerń kryła się za rogiem, gotowa
powrócić w każdej chwili. Żelazne kajdany oplatały moje ciało tyle razy, że
chciałem w końcu od nich odpocząć. Ból krępował moje kończyny. Gęste chmury
okazały się być najgorszym złem. Ponieważ wiem, że to, czego oczekuję, nigdy
nie nastąpi.
* ogromnie przepraszamy za opóźnienie, 8 rozdział postaramy się dodać dużo szybciej x
Piszesz cudownie, ciesze się że dodałaś ten rozdział mam nadzieję, że następny będzie naprawdę szybko bo ja już nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. po prostu jedno wielkie WOOW ! Mam nadzieję że już niedługo będzie Larry. :3 Czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńOj trochę czekaliśmy, ale nic nie szkodzi :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że chłopaki się pogodzili i jestem ciekawa jak dalej będzie między nimi:)
+ świetny rozdział ;p
Cieszę się że rozdział już jest bo trochę się czekało. To jest niesamowite! Jestem taka szczęśliwa że się pogodzili i to fak szybko. Rozbawił mnke trochę moment gdy Niall przyszedł po Harry'ego cały zdyszany. :) Nie spodziewałam się że w takim czasie sobie wybaczą i znowu będą tak blisko siebie. Coś czuję że Louis wcale nie był aż taki zły kiedy Haz go pocałował bo gdzieś wewnętrznje tego pragnął a Harry pomógł mu to wyciągnąć. Tefaz Harry jest szczęśliwy, bo chociaż nie są razem, to Lou znów jest jego najlepszym przyjacielem. Louis wydaje mi się że może mieć mały mentlik w głowie. Harry go pocałował. Może z początku mu się to nie podobało ale chyba z czasem zorientował się że nawet mu się to podobało. Albo po prostu chciał mieć zpowrotem swojego bff i nic więcej. W każdym rozdziale próbuję znaleść część która podoba mi się najbardzej, tutaj jezt to wewnętrzny monolog Harry'wgo pod koniec rozdziału. Czytałam to jak zaczarowana. Nie mogłam oderwać od tego oczu i dlatego przeczytałam to ponownie. Nie mogę doczekać się 8. Mam nadzieję że będzie trochę szybciej niż ten. Jesteście doskonałymi pisarkami! <33
OdpowiedzUsuńO matko jakie to było słoooodkieee *-* Jaram się tym rozdziałem po prostu jedne wielkie Awwww <3 i oczywiście wzruszyłam się jak zawsze :')
OdpowiedzUsuńJezusie kochany coooo
OdpowiedzUsuńto znaczy cieszę się, że już miedzy nimi okej jako przyjaciele, ale czuję niemal te emocje Harry'ego. Boli mnie niemalże to, że nie może być z Lou, a przynajmniej tak sądzi. I to wszystko wynika z tego, jak piszecie. Niesamowite! Czekam na następny.
Uwielbiam to opowiadanie! Niesamowite, świetny styl pisania, ma to wszystko swoją atmosferę. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się nie tylko szybciej, ale i będzie dłuższy!
OdpowiedzUsuńto jest cudowne! *-* piszcie szybciej! ♥
OdpowiedzUsuńzostałyście nominowane do Liebster Award
więcej na blogu http://moje-najwieksze-marzenie.blogspot.com/ xx
To takie piękne. To jak opisujesz uczucia Harry'ego... Coś wspaniałego ♥ Chciałabym mieć taki talent, jak ty ♥
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowy rozdział i wiesz co? Kocham Cię! :**
cudowny, czekam na nn xxxx
OdpowiedzUsuńO Maaatkooo...geeeniaaalnyyyyyy, dawać następnyy proszę proszę :D:D:D:D:D Buziaczki :*:*:*:*:*:*
OdpowiedzUsuń