Łzy. To jedyne, co mi pozostało.
Miałem wrażenie, że okropne uczucie bezsilności już na zawsze zagościło w moim
sercu. Kąciki oczu z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej mokre, tak
bardzo, że nie nadążałem nad wycieraniem ich. Chciałbym móc cofnąć czas.
Wypowiadam to w myślach każdego dnia, każdej godzin, minuty i sekundy. Jednak
nie było momentu, w którym tak bardzo żałowałbym przeszłości jak teraz. Nie
wiedziałem co zrobić. Miałem ochotę rzucić się z urwiska, w ciemną przepaść, a
by już na zawsze zapomnieć o bólu, który nieustannie mnie dręczył.
Każdego dnia traciłem coraz
więcej, zacząłem męczyć się tym cierpieniem, po którym nigdy nie następowały
dobre chwile. W obrębie moich rąk nie było niczego, gotowego do pomocy, w
zasięgu mojego wzroku nie znalazłem czegoś, co przyniosłoby choć chwilową ulgę.
Pragnąłem przemienić się w pył i rozsypać z całości w nic, tak aby wszyscy na
zawsze zapomnieli, że moja noga kiedykolwiek stąpała po tej ziemi. Jedyne, co
mogę zrobić, to czekać na ukojenie, które, o ile by się pojawiło, byłoby tylko
złudzeniem. Sądziłbym, że złapałem je w ręce, kiedy tak naprawdę ono się w nich
rozpłynęła niczym powietrze. Złamane obietnice wciąż trwają w okruszkach mojego
zranionego serca. Gdyby to był tylko wypadek, mógłbym znaleźć się w szpitalu,
by wyzdrowieć. Niestety, ran wewnętrznych nie da się zakleić plastrem, czekanie
aż się zagoją jest tylko marnowaniem czasu. Zmiana, która w nich zachodzi, to
to że pogłębiają się bardziej, sprawiając iż cierpienie jest większe.
Wszystkie uczucia zostały ze mnie
wyssane, pozostawiając moją osobę pustą niczym zbroja. W środku nie ma niczego,
co byłoby czegokolwiek, warte; suche powietrze wypełnia dziurę w moim sercu ,
chcąc zastąpić brak uczuć. Ale co jeśli się mylę? Jeżeli uczucia wciąż są
gdzieś wewnątrz mnie, okryte na tyle, żeby nie przysparzać mi bólu? Wystarczy
tylko pociągnąć za rąbek, a wówczas wyjdą na wierzch. Tylko czy to jest właśnie
to, czego chcę? Kolejna doza spazmatycznego prądu, przechodząca przez moje
ciało.
Nie umiałem wygrywać,
przegrywałem nawet z samym sobą. Wbrew wszystkiemu wyciągnąłem to, co powinno
być schowane. Znów czuję. Ból, nienawiść, bezsilność, tęsknota, miłość. Lista
ciągnęła się w nieskończoność, ale nie byłem pewien czy chciałem znać choćby
jej środek. Zaledwie kilka emocji przysparzało mnie o głębokie refleksje nad
jakimkolwiek sensem egzystencji. Nie dochodzę do pozytywnych wniosków, co jak
sądzę, skończy się dla mnie negatywnie.
Byłbym w stanie siedzieć na
łóżku, tak bardzo przesiąkniętym w tej chwili jego zapachem, całą noc.
Właściwie to już to zrobiłem. Przez kilka godzin wpatrywałem się tępo w drzwi,
które za sobą zatrzasnął. Nawet nie zauważyłem, kiedy ciemność odeszła, przynosząc
za sobą nowy dzień. Kolejny ranek, kolejne promienie słońca, kolejny śnieg na
drogach, kolejny ból. W istocie był to świetny czas na miłe doznania, pomijając
ostatnią kwestię. Takie chwile utwierdzały mnie w niezbyt wychodzących na moją
korzyść faktach. Zdałem sobie sprawę, że mógłbym zapisać tysiąc stron książki
na temat moich uczuć względem jego osoby – miłości i nienawiści. Nawet tyle
miejsca nie starczyłoby na wyrażenie choćby jednej setnej z tego wszystkiego.
Dlaczego tak jest, że niektórzy
poniżani ludzie, gorsi i niepewni całego życia, pełnego przeklętego pecha,
wciąż potrafią się podnieść i chodzić z wysoko podniesioną do góry głową?
Dlaczego ja wciąż się zapadam, na końcu osiadając na samym dnie? Zupełnie jakby
ktoś u góry miał zaplanowany mój żywot i postanowił przeplatać przez niego same
okropne doznania. Wówczas powstaje warkocz pełen cierpienia, namalowany jedynie
ciemnymi barwami. Tak jakby moja egzystencja była filmem, który ma jedynie
wzbudzić łzy, gdyż jego zakończenie ewidentnie nie jest szczęśliwe. Jakby była
melodią o smutnych dźwiękach, raniących uszy, wygrywaną jedynie najgorszymi
nutami. W jaki sposób przywołać w sobie odwagę, kiedy ta ucieka ode mnie
stawiając kilometrowe kroki? Nie można, jest to niewykonalne. W takim razie
wyobraźcie sobie jak ciężko jest to wszystko znieść, będąc ciągle przyciskanym
do ziemi.
Podniesienie się z łóżka zajęło
mi dłuższą chwilę. Stawiając pierwszy krok przewróciłem się i z powrotem
upadłem na łóżko. Przyciskając twarz do poduszki, czułem na niej wspaniały
zapach Lou, który od wczorajszej nocy nie zdążył jeszcze zmieszać się z resztą.
Na wspomnienie bolesnych chwil sprzed kilku godzin, rozpłakałem się jak małe
dziecko. Słone strużki łez spływały po moich policzkach, wsiąkając w materiał
pościeli. Drgawki zapanowały nad całym moim ciałem, trzęsłem się w podobny
sposób co niezrównoważony psychicznie człowiek. Musiałem się opanować. Nabrałem
powietrze przez usta, wydychając je po krótkim momencie, aby nieco się
uspokoić. Głęboki wdech i oczyszczenie umysłu ze wczorajszych chwil nieco mi
pomogły. Więcej się nie rozkleiłem, dzięki czemu byłem w stanie ustać na nogach
bez kolejnego upadku. Powoli przybliżyłem się do drzwi, stawiając małe kroczki.
Moja ręka sama przekręciła klamkę, bez zbędnej konfrontacji ze zdrowym
rozsądkiem, który jak na przekór nie zgadzał się na wyjście z pokoju. Uchyliłem
drzwi, żeby upewnić się, czy aby na pewno korytarz jest pusty. Stwierdziwszy,
że nic, a raczej nikt, mi nie zagraża, wyszedłem z pokoju, zmierzając w stronę
schodów.
Wciąż miałem na sobie ubrania z
poprzedniego dnia, zaś prysznic jeszcze nie widział mnie na oczy, co oznaczało,
że musiałem strasznie śmierdzieć. Cóż, alkohol, pot i stres to mieszanka
wybuchowa.
Zamierzałem wyzbyć się wszelkich
emocji poprzez grę na fortepianie. To zajęcie zawsze nieco mnie odstresowywało,
nie zależnie jakim humorze akurat byłem. Gwałtowne przyciskanie klawiszy ze
złości sprawiało, że ulatywał ze mnie cały gniew. To była druga, zaraz po
śpiewie, ukochana rzecz, bez której nie dałbym rady. Przychodziło mi to z
łatwością i prawie nigdy nie musiałem się zastanawiać jaką melodię wybrać, gdyż
pomysł na nią przybywał sam z siebie. Często klawisze zdobiły moje łzy, lecz
było to spowodowane tym, że nazbyt się wczuwałem.
Kiedy znalazłem się u dołu
schodów, zorientowałem się, że nie będzie mi dane zagrać. Robiłem to tylko, gdy
byłem sam, a teraz zdecydowanie tak nie było. Z kuchni dochodziły odgłosy
przesuwania talerzy i brzęczenia sztućców. Co chwila ktoś wybuchał gromkim
śmiechem. W pewnym momencie usłyszałem ‘ten’ głos. Brzmiał tak radośnie, nie
chciałem aby przez moją osobę przestał taki być. Zawahałem się czy pokazanie
się tam jest dobrym pomysłem, ale nie miałem wyboru; ktoś już mnie zauważył.
Cholera.
- Harry! Od kiedy wstajesz tak
wcześnie, co? Zwykle nie mogliśmy cię dobudzić wcześniej niż przed dziesiątą –
wykrzyknął wesoło Zayn, wywołując tym samym salwę śmiechu u Nialla. Niestety,
nie miał racji. Zwykle w nocy nie spałem, będąc zmęczonym koszmarami, ale jeśli
już udało mi się zasnąć, to budziłem się w granicach piątej, szóstej nad ranem.
Przed chłopakami jedynie udawałem, że jestem pogrążony we śnie, aby nie
wzbudzić ich podejrzeń.
- Nie mogłem spać, wasze krzyki
słyszał chyba cały Londyn. – Próbowałem żartować, ale średnio mi top wyszło,
gdyż mój głos zadrżał i nie słychać w nim było tej charakterystycznej dla
siebie nuty. Mulat najwyraźniej tego nie zauważył, bo odezwał się jakby
zupełnie nie wyczuł kłamstwa.
- Na dodatek żartujesz z samego
rana. Haz, masz może gorączkę? – zapytał nieco niewyraźnie, ponieważ napakował
sobie do buzi kolejną porcję sałatki. Całkowicie nie bawiły mnie jego żarty.
Moim zamiarem było ukazanie swoich emocji poprzez grę na fortepianie, ale
najwyraźniej nie było mi to dane, gdyż chłopcy akurat w tym czasie jedli
śniadanie.
Obdarowałem go spojrzeniem mówiącym ‘nie przesadzaj’ i
usiadłem na wolnym krześle. Na szczęście było ono między Zayn’em a Liam’em,
gdyż nie zniósłbym tak bliskiej odległości z Louisem. Zajmując miejsce,
wszystkie oczy zwróciły się na mnie przyglądając z zaciekawieniem. Oprócz jego,
on nie patrzył. Odchrząknąłem głośno, chcąc sprawić, żeby znaleźli sobie
ciekawszy obiekt obserwacji, co o dziwo się uczynili. Po chwili któryś z
chłopaków podsunął mi pod nos talerz pełen kanapek i picie. Na widok jedzenia zrobiło
mi się niedobrze, więc grzecznie podziękowałem, jedynie zatapiając usta w
gorzkiej kawie.
Atmosfera zagęściła się na tyle,
że można by ją pokroić nożem. Nikt się nie odzywał, a to wszystko z mojego
powodu. Usilnie starałem się nie patrzeć na Louisa, lecz zawiodłem nawet samego
siebie. Moje oczy odnalazły jego tęczówki i natychmiast pożałowałem, że w ogóle
wyszedłem z pokoju. Jego wzrok był całkiem pusty, jakby ukrywał wszelkie
związane ze mną i wczorajszym wydarzeniem, emocje. Zapomniałem o obecności
chłopaków, wpatrując się w te oczy, które lśniły niczym dwa szafiry. Starałem
się odszukać w nich czegoś, co mogło by mnie do siebie zranić. Nie stało się
tak. Był zbyt idealny, nie mogłem tego zmienić.
- A więc… - Zayn podjął kolejną
próbę nawiązania rozmowy, czując zalegającą ciszę.
- Nie zaczyna się zdania od ‘a
więc’ – przerwał mu Liam nieco zirytowanym głosem. Uśmiechnąłem się blado na tą
uwagę. Wszystko wydawałoby się być w w porządku, zanim stało się coś, co
zburzyło mój świat. Chłopcy o tym nie wiedzieli, więc nadal zachowywali się normlanie,
jak na początku istnienia zespołu. Brunet zamruczał coś pod nosem. Ewidentnie
nie lubił, kiedy ktoś go poprawiał.
- W każdym razie… - przerwał na
chwilę, a na jego twarzy zagościł ironiczny uśmiech - czy to jest poprawnie,
Liam? – zapytał z przekąsem.
- Tak, szybko się uczysz –
pokiwał głową z aprobatą, również przybierając sarkastyczny wyraz twarzy.
- W każdym razie, Harry, jak tam
po imprezie?- przeniósł wzrok na mnie.
Cały się spiąłem na to pytanie. Nie spodziewałem się, że je
zada i nie zdążyłem jeszcze wymyślić odpowiedniego kłamstwa, aby wykręcić się
od prawdy. Zostało mi powiedzieć najbanalniejsze łgarstwo, które jeden z
chłopaków z pewnością odkryje:
- W porządku.
- Och, nie kłam. Wszyscy wiemy,
że tak nie jest. – Jego głos sprawił, że niemal oczy wyszły mi z orbit.
Momentalnie zbladłem i zacisnąłem pięść na oparciu krzesła. To, że w ogóle
wtrącił się do rozmowy, w której ja uczestniczę, było szokiem. Na dodatek
nawiązał do sytuacji, od której jak dotychczas sądziłem, uciekał. Znów
wszystkie głowy zwróciły się w moją stronę. Cztery pary oczu przeszywały mnie
na wskroś, przez co czułem się jakbym był prześwietlany przez rentgen. Jedno
zdanie zburzyło całą konstrukcję, budowaną od miesięcy. Nie wiedząc jak uciec
od tematu, postanowiłem dalej brnąć w kłamstwa.
- Co sugerujesz? Było dobrze. Po
powrocie położyłem się, bo byłem wykończony. Dlaczego coś miałoby być nie w
porządku?
- Chyba żartujesz – prychnął, a
moje policzki natychmiast pokryły się szkarłatem. – Alkohol namieszał ci w
głowie, czy naprawdę masz aż tak słabą pamięć? – ton jego głosu był ostry i
przesiąknięty jadem. Nigdy go takiego nie słyszałem. Chłopcy najwyraźniej
również, gdyż wzdrygnęli się i przenieśli wzrok na niego. Bałem się, bo co jeśli
chciał powiedzieć to wszystko przy reszcie? Nie zniósłbym takiego upokorzenia.
- Louis, ja naprawdę nie mama
pojęcia, o czym ty mówisz. – Grałem głupka i on doskonale zdawał sobie z tego
sprawę. Mimo to, spojrzał na mnie z niedowierzeniem.
- Powiedz mi teraz, że nie
pamiętasz, co wczoraj powiedziałeś – zażądał. Spuściłem wzrok, nie mogąc
znaleźć odpowiedniej riposty.
- Co on takiego powiedział? –
dopytywał się Niall, lecz Louis posłał mu mordercze spojrzenie, przez które
chłopak natychmiastowo ucichł. Jego wzrok przyprawiał mnie o dreszcze, ponieważ
wiedziałem, że w tej chwili ma w głowie mój bełkot i poczynania, które w porę
mi przerwał. Gdyby tego nie zrobi, skończyłoby się to dla mnie jeszcze gorzej.
Nawet nie chciałem sobie wyobrażać przez jakie piekło musiałbym wtedy
przechodzić.
- Powiedz mi teraz, że nie
pamiętasz tego, co zrobiłeś.
- Louis – warknąłem
niespodziewanie. Nawet nie wiem, kiedy moje usta otworzyły się, pozwalając na
niegrzeczne przerwanie mu. Nie zamierzałem odpowiadać na żadne z tych pytań,
gdyż wszystko, co było w nich zawarte, pamiętałem. Jednak musiałem zapobiec
tragedii, która zaraz się wydarzy, jeżeli nie zaprzestanie. Moje ciśnienie
mocno wzrosło. Byłem wściekły, że pozwala sobie na coś takiego przy chłopakach.
- No dalej, Harry – w jego głosie
pobrzmiewała nuta ironii.
- Przestań. Po prostu… ugh, po
prostu nie mów nic więcej.
Musiałem się opanować, by nie wybuchnąć. Spojrzenia
pozostałych chłopaków krążyły od Louisa do mnie, nie chcąc przegapić żadnego,
istotnego szczegółu. Właśnie przez nich nie chciałem prowadzić tej rozmowy.
Definitywnie nie mogli się dowiedzieć, bo inaczej którykolwiek z nich już nigdy
by na mnie nie spojrzał, ponieważ obrzydzenie do mojej osoby przysłoniłoby im
widok. Najprawdopodobniej umówiliby mnie na wizytę u psychiatry, czego
zdecydowanie nie chciałem, gdyż ostatnim o czym marzyłem jest bycie zamkniętym
w pomieszczeniu bez klamek, pomalowanym na biało. Nawet jeżeli wyolbrzymiałem,
to konsekwencje byłyby wielkie i mógłby ich nie unieść. Rzuciłem mu więc
ostrzegawcze spojrzenie, jednak nie przejął się nim. Wręcz przeciwnie,
postanowił kontynuować.
- Powiedz mi, że nie pamiętasz,
kiedy zacząłeś od…
- ZAMKNIJ SIĘ! – wydarłem się na
niego, całkowicie tracąc nad sobą panowanie. Krew zawrzała w żyłach, a jej
obieg przez całe ciało, zwiększył tempo. Zignorowałem przerażone spojrzenia
przyjaciół umiejscawiając swój wzrok w tych niebieskich, aż do bólu,
tęczówkach. Wstałem z krzesła tak gwałtownie, że upadło na podłogę z głośnym
hukiem. Nikt nie warzył się poruszyć, aby je podnieść. Nic dziwnego, skoro nie
chcąc mnie jeszcze bardziej zdenerwować, co na dobrą sprawę nie było już
możliwe, rzadko mrugali czy choćby brali kolejny wdech.
Byłem rozjuszony niczym wilk,
któremu uciekła ofiara. Nie miałem pojęcia, dlaczego aż tak ostro zareagowałem
i wolałbym się opanować, ale jego spojrzenie tego nie ułatwiało. Niewzruszone,
po części znudzone i nieco sarkastyczne. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć,
lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Westchnąłem ze zrezygnowaniem.
Odwróciłem się i na odchodne posłałem wszystkim pełne nienawiści spojrzenia.
Nie mając dłużej ochoty tam przebywać, wbiegłem po schodach, nie przejmując się
hałasem jaki wywołałem w całym domu. Ze złością rzuciłem się na łóżko i
zacząłem uderzać pięściami w materac. Gorzkie łzy popłynęły łącząc ze sobą
uczucie smutku, żalu i gniewu. Opadłem bezsilnie na poduszki i podciągnąłem
kolana pod brodę.
Tak bardzo go nienawidziłem.
Emanowała od niego dziwna aura, przez którą nie byłem w stanie przejść. Już dawno
przekroczyłem linię pomiędzy przyjaźnią do tego chłopaka a czymś więcej. Cóż za
paradoks, biorąc pod uwagę, iż chwilę temu wyznałem, że go nie cierpię.
Powiadają, że między miłością a nienawiścią jest cienka granica. Przekonałem
się o tym na własnej skórze.
Moje ciało było rozpalone niczym
węgiel, umysł zagubiony niczym mały chłopiec zostawiony na pastwę losu w
wielkim mieście, a serce skruszone niczym rozbite szkło. Niegdyś jeździłem po
gładkiej powierzchni lodowiska. Teraz jestem w stanie jedynie stąpać po jego
rozsypanych na kawałki resztkach. Słońce odbija się od nich, nieprzyjemnie
rażąc mnie w czy i wypalając głęboką dziurę w sercu. Powiększa się ona coraz
bardziej aż narząd w pełni czernieje i przemienia się w popiół. Oto, co się z
nim stało. Nieostrożnie dzierżone w dłoniach, wyślizgnęło się z nich. Nie
sposób go pozbierać, a osoba, która była w stanie to zrobić dawno utraciła
swoją szansę. Była moim światełkiem w ciemnym tunelu, jasnym promykiem w
miejscu wypełnionym czernią. Nagle napływają chmury całkiem je zasłaniając. Jak
mogę mieć teraz nadzieję, skoro została ona nieodwracalnie przysłonięta? Stoję
na szynach. Słyszę odgłos nadjeżdżającego pociągu. Mam możliwość skoczyć w bok,
kiedy niespodziewanie coś krępuje moje ciało, zabierając mi ową szansę. Czuję
ból, potworne cierpienie rozchodzące się w każdej komórce mojego ciała. Pojazd
nie wyhamował. Zderzył się ze mną, przygwożdżając mnie do zardzewiałych torów.
Zalewam się krwią, jednak uwięziony pod wciąż pędzącym pociągiem, nie mogę
opatrzyć powiększających się ran.
Było ze mną coraz gorzej.
* prosimy każdego czytelnika o krótki komentarz. To bardzo nas motywuje x
* prosimy każdego czytelnika o krótki komentarz. To bardzo nas motywuje x
Jedno mega wielkie WOW! To jest zajebiste. Jak to jest, przed chwilą czytałam rozdział i był świetny, ale TO przerasta wszystko. Po raz kolejny bardzo się wciągnęłam wczytanie. Ten wewnętrzny monolog Harry'ego na koniec był cudowny. Przez chwile myślałam że on chce się zabić, chociaż to nie wykluczone.. Mam nadzieje źe tego nie zrobi. Co o nim myśli Louis? A reszta chłopaków? Czy Lou im powiedział co usłyszał od Hazzy? Jeśli nie to czy chcą wiedzieć? Czy Liuis chce żeby wiedzieli? A jeśli tak to czy są zaskoczeni? Zdziwieni? Przerażeni? A może szczęśliwi? Czy Harry będzie ich obrzydzał? Czy któryś z nich z nim zostanie? Będą go wspierać? Czy zostawią na pastwę losu? Czy Haz będzie chciał coś sobie zrobić? A może tą osobą będzie Louis? Albo Niall? Zayn? A może nawet Liam? Ten najrozsądniejszy? CO BĘDZIE DALEJ?? Czekam na rozdział pozdrawiam kochane i jak najwięcej WENY!!!! <33 *0*
OdpowiedzUsuńJeju! Ty to po prostu jesteś niesamowita! Nie wiem jak ty to robisz, że czytając twój imagin i nieważne czy jest akurat smutny czy wesoły to i tak rycze jak głupia :') A ten rozdział był świetny. Nie mogę doczekać się następnego :) <333
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Zaskakujesz mnie coraz bardziej!
OdpowiedzUsuńBiedny Harry, Louis się tak nad nim męczy... ;( zmień to :3
Zajebisty rozdział *.* Ale nie kończ w takich momentach, bo mnie szlag trafia >.<
OdpowiedzUsuńto jest takie wspaniałe, że aż brak mi słów CUDO. Nie mogę się doczekać następnego! :)
OdpowiedzUsuńWoow :'( smutne, piękne dalej !
OdpowiedzUsuńCudowny, nie mogę się doczekać następnego. Macie naprawdę wielki talent :)
OdpowiedzUsuńBoooskiii *.* Pisz dalej!! :* <33
OdpowiedzUsuńo matko!!!!!! to opowiadanie jest genialne!!!
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że Louis też nie jest w 100% pewny swojej orientacji, bo nie przerwał pocałunku tak szybko...
ale to nic, dodajcie następny rozdział jak najszybciej! ;)
To jest zajebiste *.* Najlepszy imagin jaki kiedykolwiek czytałam! Poważnie. Chcę więcej. :* <333
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział *,* czekam na nn x
OdpowiedzUsuńBoże, boże, boże *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńLouis to świnia! Zastanawiam się czy chce powiedzieć o tym co zrobił Harry chłopakom. Jeśli tak to jak zareagują na to chłopacy, znienawidza Harry'ego, czy może Louisa ze względu na jego reakcję?
Z niecierpliwościa czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie :
http://the-free-dream.blogspot.com/
Co dalej? :D. Czekam z niecierpliwoscia i prosze o odrobime dluzsze rozdzialy :3
OdpowiedzUsuńświetny!! nie mogę się doczekać następnegoo *.*
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja mam wrażenie, że Louis też po dłuższym zastanowieniu poczuł coś do Hazzy? I teraz tak się tego boi, że chce go zniszczyć psychicznie, co notabene nawet się mu udaje?
OdpowiedzUsuńZniszcz to, co kochasz, zanim to zniszczy ciebie, czyż nie?
Ale to tylko moje dziwne przemyślenia.
Więc (choć nie zaczyna się zdania od więc) jestem stałą czytelniczką i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdział. To, co ze mną robicie tym ff przekracza granice zrozumienia.
Piękne!
Świetny dalej :)
OdpowiedzUsuńBŁAGAM PISZ DALEJ, MAM NADZIEJE, ŻE NIE PORZUCIŁAŚ BLOGA ♥ DODAJE DO ZAKŁADEK I BĘDĘ CODZIENNIE SPRAWDZAŁA CZY JEST NOWY ROZDZIAŁ <33 /Pati
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny ?
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny :3 mam nadzieje że nie porzuciłaś tego bloga. Czekam na kolejny rozdział. Masz talent nie odpuszczaj :*
OdpowiedzUsuń