niedziela, 1 września 2013

Eleventh Chapter "Give me love"

‘It’s been written is the scars on my heart’



            Obracałem w palcach ostry przedmiot, zastanawiając się do czego został pierwotnie stworzony. Najprawdopodobniej ludzie produkowali te małe ostrza, aby następnie powszczepiać je do temperówek, bądź maszynek i wypuścić na rynek. Zapewne nie zdawali sobie jakie wielkie zagrożenie sprawili dla zdesperowanych nastolatków. W XXI wieku, gdy ktoś miał problem, nie dzielił się nim z innymi, nie pozwalał sobie pomóc. Starał się rozwiązać go sam poprzez ból fizyczny, który miał zagłuszyć psychiczne cierpienie. Problemy w rodzinie, w związku, w społeczeństwie czy gdziekolwiek indziej, najczęściej nie zostawały zauważane w porę szybko, co powodowało tak wielką ,i niestety stale rosnącą, liczbę samobójstw na świecie. Uciekając się do najgorszego wyjścia, wrażliwe osoby powoli znajdowały się na drodze do miejsca, gdzie nie ma łez czy pomyłek. Tak było łatwiej. Stawienie się twarzą w twarz z problemem, który ciążył ci na sercu, nie należało do najprostszych czynności i tylko nielicznym udawało się to zrobić, a naprawdę małej liczbie, na dodatek wyjść z tego zwycięsko.
            Ja zdecydowanie przynależałem do tej obszerniejszej grupy. Owszem, zdawałem sobie sprawę, że robię źle. Ale jaką miałem inną alternatywę? Powiedzieć mu, co czujesz prosto w  oczy i pogodzić się z konsekwencjami z tym związanymi, podpowiedział cichy głos w mojej głowie. Prychnąłem na tę myśl. Jasne, czemu nie, wystarczy podejść do osoby, która jest dla ciebie całym światem – pomimo tego, że od dłuższego czasu traktuje cię jak śmiecia, dopowiedziałem sarkastycznie – otworzyć usta i pozwolić, aby wyszły z nich dwa głupie słowa, które mogą zmienić wszystko. Na lepsze lub gorsze. Czy stracenie wszystkiego co jeszcze się ma, ostatniej deski ratunkowej, jest warte ryzyka? No cóż, powiadają: nie ryzykujesz – nie zyskujesz. Idiotyzm, jaką ja mam szanse zyskać? Jest równa zeru i dobrze o tym wiem, dlatego też jestem tchórzem i nie stawiam czoła problemom.
            Przyłożyłem metalowy przedmiot do delikatnej skóry nadgarstka i lekko po niej przejechałem. Z początku nic się nie stało. Dopiero po chwili spod rany zaczęła wypływać szkarłatna ciecz. Nadal nie czułem się usatysfakcjonowany, to kompletnie nie pomogło. Spróbowałem jeszcze raz; docisnąłem żyletkę do ręki najmocniej jak mogłem i zaciskając zęby, wykonałem szybki ruch dłonią w prawo. Z moich ust wydobył się niekontrolowany syk. Jaskrawa czerwień pomieszała się z czystą bielą… Wspaniały widok, lecz nie przynoszący ulgi. Westchnąłem zrezygnowany. Wciąż czułem się źle widząc, że okaleczanie nie pomogło. Nawet kiedy próbuję się zabić, to moje parszywe szczęście postanawia mi to utrudnić, zirytowałem się.
            Odkładając bezużyteczny przedmiot obok pisanego niedawno listu, sięgnąłem po jedno z trzech opakowań tabletek, które zabrałem z domu. Udało mi się je zdobyć tylko dzięki czystemu przypadkowi. Po zerwaniu z dziewczyna, Liam popadł w lekką depresję, co było lekko widoczne na koncertach. Zamknął się w sobie, niewiele mówił i praktycznie nie wychodził z domu. Zaczynając się o niego martwić, zaproponowaliśmy mu, aby udał się do lekarza po pomoc. Na początku dostał szału wrzeszcząc, że nie jest psychiczny i obrzucając nas takimi przekleństwami, jakich nigdy nie spodziewałem się usłyszeć z jego ust. Chłopakom udało się go uspokoić i wytłumaczyć że robimy to dla jego dobra. Ostatecznie udał się do psychiatry, u którego miał cotygodniowe spotkania. Menadżerowie ukrywali to tak, żeby informacje o członku najpopularniejszego boysbandu na świecie, uczęszczającego na terapie, nie dostały się do rąk wścibskich paparazzich. Zdziwiłem się, że rzeczywiście to wypaliło i nikt się nie zorientował. Liam szybko wyzdrowiał, bo tak naprawdę nie miał aż takiego ciężkiego przypadku; to było tylko lekkie załamanie, jednak na początku wydawał się być na tyle markotny i przybity, że lekarz przepisał mu antydepresanty. Brał je przez bardzo krótki czas, więc trzy niezużyte opakowania zostały w szafce, zapomniane przez wszystkich.
            Będąc na skraju rozpadu emocjonalnego, zabrałem je do siebie na wszelki wypadek. Chciałem ich wtedy użyć, ale stwierdziłem, że mogą przydać się na kiedy indziej. Miałem racje. Zachowałem je aż do tego dnia i jak na razie, jestem całkowicie usatysfakcjonowany, że tak postąpiłem. Zgon po takim przeciążeniu żołądka oraz zmieszaniu bardzo silnych leków, był oczywisty. Trzy pojemniczki pełne kolorowych pigułek drżały w moich dłoniach. Były wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebowałem. Pomogą mi, wyleczą od bólu. Wspaniale, prawda? Nie. Przestań okłamywać samego siebie. Potrzebujesz czegoś innego, kogoś innego. Zaczniesz żałować, ale wtedy będzie już za późno. Wściekły na samego siebie, że pozwoliłem tym głupim myślom wypłynąć na wierzch, przycisnąłem dwa palce do rany po cięciu i wbiłem w nie paznokcie. Momentalnie zawyłem z bólu. Krzyczałem, dopóki nie poczułem jak złość całkiem ulatuje, zostawiając jedynie nieprzyjemne mrowienie po panicznym cierpieniu w okolicy nadgarstka. Oderwałem dłoń od zaczerwienionej skóry, głośno dysząc. Skrzywiłem się na widok dwóch śladów zostawionych w delikatnym miejscu. W końcu oderwałem wzrok od rany i zacząłem czytać instrukcje spożywania lekarstw. Najbardziej oczywiście zainteresowały mnie przeciwwskazania; miałem zamiar zrobić wszystko to, co zostało tam kategorycznie zabronione. Uśmiechnąłem się na myśl, że kiedyś Louis zapewne skwitowałby to wybuchem śmiechu i krótkim komentarzem ‘buntownik’. Odegnałem od siebie te myśli tak szybko jak tylko się pojawiły, nie mogłem zadręczać się tym, co było kiedyś, bo wiem, że to i tak nie wróci. Nawet gdyby to była ostatnia rzecz, której pragnąłbym ponad wszystko. Westchnąłem cicho.
            Odkręciłem wieczko opakowania i wysypałem kilka tabletek na dłoń. Miały podłużny kształt, coś pomiędzy elipsą a kołem. Ich kolory były bardzo różne, poczynając od jaskrawej żółci i kończąc na degustującym brązie. To naprawdę powinni przyjmować psychole, przeszło mi przez myśl. Jak mogli coś takiego zapisać Liam’owi? Przecież on był całkiem zdrowy, jedynie troszkę podłamany. Zdziwiłem się, że w ogóle to brał, będąc nim nie wziąłbym tego do ust, nawet gdyby mnie zmusili. Chociaż kto wie, może tylko udawał, że przyjmuje lekarstwa? To byłoby w jego stylu, jest mądry i najpewniej ostatecznie poradził sobie sam.
            Skarciłem się w myśli za marnowanie czasu, momentalnie przestając debatować o przyjacielu, którego i tak nigdy więcej już nie zobaczę. Oczy lekko zaszły mi wilgocią, lecz szybko je przetarłem, okłamując samego siebie, że to w ogóle nie miało miejsca. Wziąłem głęboki oddech i wrzuciłem pierwszą pigułkę do gardła. Poczułem gorzkawy posmak, ale w końcu udało mi się ją połknąć. Nic, żadnej zmiany. No tak, nie można spodziewać się cudu po jednej tabletce. Przechyliłem buteleczkę i wysypałem połowę jej zawartości do buzi. Przez chwilę miałem odruch wymiotny, ale stłamsiłem go, pozwalając lekarstwu swobodnie przepłynąć przez przełyk.

Co teraz robisz, Lou? Myślisz o mnie?

            Połknięcie każdej kolejnej pigułki przychodziło mi już dużo łatwiej. Prześlizgiwały się przez gardło i osadzały na dnie żołądka.  Po dłuższej chwili, odruch wyciągania następnej tabletki i skierowania jej w odpowiednie miejsce, był automatyczny. Zapomniałem o wszystkim. Byłem po środku wielkiej nicości, ja i pigułki, które powoli wyciszały mój nastrój.
            Sięgnąłem po kolejną, lecz potkał mnie zawód: opróżniłem już całe opakowanie. Nie zastanawiając się za bardzo, moja dłoń pochwyciła druga buteleczkę. Następne porcje lądowały w gardle tak jak poprzednie. Żadnych trudności.

Gdzie teraz jesteś? Ona jest razem z tobą, gdziekolwiek byś nie przebywał, prawda? Och, Lou, jesteś taki oczywisty. Znam cię lepiej niż samego siebie, dlaczego tego nie widzisz?

            Przed oczami stanęło mi całe życie. Kiedy bawiłem się w piaskownicy, kiedy dostałem pierwszą jedynkę w szkolę, kiedy pierwszy raz pokłóciłem się z mamą, kiedy tata od nas odszedł, kiedy spotkałem jego. Natychmiastowo moja uwaga skupiła się na ostatniej pozycji. Pierwsze spojrzenie, pierwszy uśmiech. Odwzajemniłem go, to oczywiste. Jakże mógłbym tego nie zrobić? Wyciągnięta dłoń, czekająca na uścisk. Pierwsze ‘hej’, pierwszy śmiech, pierwsze przytulenie.
Jesteśmy tam, ty i ja, ja i ty. Zanosimy się płaczem, bo sędziowie postanowili dać nam jeszcze jedną szansę łącząc naszą piątkę w zespół. Nie widzimy nikogo innego oprócz siebie nawzajem. Wpadasz w moje ramiona, mogę poczuć twój zapach, tak bardzo twój. Czujemy wszechogarniające szczęście, nie zdajemy sobie jeszcze sprawy jak to wszystko się potoczy. Ty nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mnie zranisz. Gdybyś wiedział, nie zrobiłbyś tego, prawda? Jeszcze nie wiesz, że nadejdzie osoba, która zrujnuje mój świat, a podbuduje twój. Gdybyś wiedział, nie pozwoliłbyś jej na to, prawda? Jeszcze nie wiesz, że opuścisz mnie, zapomnisz, wyrzucisz ze swojego życia. Gdybyś wiedział, nie puściłbyś mnie, prawda? Proszę, powiedz, że byś tego nie zrobił.

Wciąż dobijasz się do mojego pokoju, po tym jak potraktowałem twoją dziewczynę? Nic nie mów, i tak wiem, że przestałeś. Teraz jedynie pragniesz ze mną porozmawiać, pomóc, mimo że nie takie rodzaju pomocy od ciebie oczekuję. Nie tego potrzebuję.

Czuję się tak bardzo samotny. Opuściłeś mnie, zawiodłeś, pozwoliłeś się załamać. Roztrzaskałeś moje serce na miliony drobnych kawałeczków, zapomniałeś, ale nie tęsknisz. Mimo wszystko to nadal nie jest twoja wina. Ja popełniłem ten błąd zakochując się w tobie, pozwalając sobie uwierzyć w coś, co nigdy nie miało racji bytu. Błagam, uwierz, że nie zrobiłeś niczego złego. Porzuciłeś mnie, potraktowałeś jak śmiecia i przychodziłaś prosił o nowy początek. Owszem, to jest prawda, jednak to nie ty jesteś tym, który się pomylił, wpadł w pułapkę losu. Nigdy nie będę potrafił cię o nic obwinić, wiesz o tym.
Tak bardzo cię kocham. Dlaczego jesteś dla mnie aż tak ważny? Co jest takiego w tobie, że oddałem ci moje serce niemal wyrywając je z piersi? Masz najwspanialsze tęczówki na świecie, mógłbym w nich tonąć każdego dnia. Były czasy, gdy pozwalałeś mi na to, nie wiedząc jak wiele znaczy to dla mnie. Nie wiem, czy po prostu się zorientowałeś, ale w pewnym monecie straciłem te możliwość. Twoje miękkie, kasztanowe włosy, będące zawsze w nieładzie. Chciałbym móc wplatać je między palce, głaskać cię po głowie. Tak wiele rzeczy pragnąłbym od ciebie, lecz jestem głupi sądzą, że pozwoliłbyś mi na którekolwiek z nich, wiedząc z czym to się wiąże.

Szukasz mnie? Dostałeś się do mojego pokoju i zastanawia cię, dlaczego uciekłem, czy porzuciłeś starania? Znów pytam znając odpowiedź. Czytam z ciebie jak z księgi, która na siłę próbujesz przede mną zamknąć. Szkoda, że znaczę dla ciebie tak mało, abyś odpuścił możliwość porozmawiania ze mną., Nie ma mnie tam, owszem. Ale domyśliłbyś się, gdzie jestem. Jesteś mądry, jednak nie chcesz mnie w swoim życiu, mylę się?

Pigułki silnie otumaniły mój umysł. Dwa opakowania to naprawdę sporo, biorąc pod uwagę, że działają w zatrważającym tempie. Moja dłoń odnalazła trzecie, ostatnie. Powoli wysypałem część na rękę i pozwoliłem dostać się do krwiobiegu  Następna porcja. Zacząłem mieć mroczki przed oczami. Czarne plamki zaślepiały widok. Jeszcze jedna i kolejna, kolejna, kolejna. Drżąca ręką obróciłem opakowanie do góry nogami, oczekując pigułek upadających na moją skórę. Jakże zdziwił mnie ich brak. Połknąłem już wszystko. Efekty były bardzo widoczne. Zapomniałem, że krzykiem mogę tu kogoś przywołać. Jednakże ból ogarniający moje ciało był nie do wytrzymania, rozchodził się po moich kończynach, zatruwając je paskudnym jadem.
             - Louis, Lou… - mamrotałem. Powieki zaczynały powoli się zamykać, lecz silnie z nimi walczyłem. – Proszę, pomóż mi. Gdzie jesteś? Louis, LOUIS! – wydarłem się. Całkowicie straciłem nad sobą kontrolę. Policzki przyozdobiły słone łzy, spływające w dół twarzy. -  BŁAGAM, POMÓŻ MI. ZABIERZ TEN BÓL, LOUIS, PROSZĘ… - gorzko zapłakałem, łamiącym się głosem. 
Ledwo podniosłem się z ziemi, ale na marne, z powrotem na nią upadłem, nie czując związanego z tym bólu. Zacząłem bić pięściami w podłoże, turlać się, krzyczeć.
- POMOCY, NIECH KTOŚ TU PRZYJDZIE! ZABIERZCIE TO, TEN BÓL, BŁAGAM, KTOKOLWIEK!
Nikt się nie zjawił. Wydzierałem się na marne, dławiąc płaczem. Rozwarłem usta i pozwoliłem im wykrzykiwać całkowicie bezsensowne słowa. To tak cholernie bolało. Dlaczego nikogo tu nie było? Dlaczego jego tu nie było?


Wszystko straciło sens. Upadłem na miękką trawę i skuliłem się, mając nadzieję, że to może mnie ochronić, jednak bezskutecznie się łudziłem. Wirowałem w miejscu, gdzie byłem całkiem sam, zdany na swoją łaskę. Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron. W oddali zauważyłem małe światełko. Zacząłem iść w tamtą stronę, aż w końcu puściłem się biegiem chcąc dotrzeć tam jak najszybciej. Nagle przystanąłem. Szafirowe tęczówki, tak bardzo znajome, ukazały się w zasięgu moich oczu. Uśmiechnąłem się lekko i nagle straciłem obawy. Przestałem czuć cokolwiek. Wszystko… ucichło. Nie widziałem już kompletnie nic, do moich uszu nie docierał żaden dźwięk. Tylko pustka. 

6 komentarzy:

  1. O boże.. to jest piękne. Ty tak cudownie piszesz tak wspaniale opisałaś co się dzieje z Harry'm.. to niesamowite. Przez cały czas widziałam czarno-biały las i drzewa a przy jednym z nich słabego nastolatka łykającego kolorowe pigułki.. Jedynie tabetki i zielone tęczówki Harryvego były w kolorach. Za pomocą słów budzisz wielkie emocje u czytających. To jest niesamowite. Błagam nie zabijaj Hazzy! To miała być historia Larry'ego a na razie ich nie ma. Nie razem. Nie mogę się doczekać następnego!
    Na samym końcu był jeszcze jedna kolorowa rzecz a mianowicie oczy Lou.. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZU. RYCZĘ JAK POJEBANA. NIE MOGĘ W TO UWIERZYĆ. ON ZMARŁ,PRAWDA?! HARRY NIE ŻYJE?! MAM NADZIEJĘ,ŻE TO WSZYSTKO TO TYLKO GŁUPI SEN JEGO I ON ŻYJE.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkowicie zgadzam się z komentarzem "Belive In Love". Budzisz takie emocje które ciężko opisać . Mam nadzieję że niedługo dodasz kolejny rozdział bo aż roznosi mnie ciekawość co będzie dalej.
    I piękna wizja Lou na końcu <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie i czekam na kolejny rozdzial :)!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba chcesz doprowadzić mnie do zawału. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że nie komentuje tego przynajmniej 30 osób. Na prawdę, to jest COŚ. Genialny styl pisania, będę ci to powtarzała do śmierci :D Na prawdę, cudowny rozdział. Pełen napięcia. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. @_1D_Polska_

    OdpowiedzUsuń
  6. rycze rycze i jeszcze raz rycze :'(
    Brak słów..... Jesteś niesamowita <3

    OdpowiedzUsuń