"You can take
everything I have, you can break everything I am"
Widok za oknem był rozmazany i
szybko znikał mi sprzed oczu. Pokryte śniegiem ulice rozmazywały się w jedną,
białą smugę, zaś nieliczni ludzie byli niemal niewidoczni. Nie mogłem spokojnie
przyglądać się detalom na około, takim jak szczęście panujące na twarzach
zakochanych par, czy pogoń kota za jakimś ptakiem lub wiewiórką. Prędkość była
zbyt wielka, abym był w stanie to uczynić. Liam definitywnie złamał już kilka
praw drogowych, co zdecydowanie nie było w jego stylu. Zapewne chciał mi
zaimponować szybką jazda i całkowitym brakiem ograniczeń. Od czasu do czasu
rzucałem mu zirytowane i pełne niedowierzenia spojrzenie, kiedy specjalnie
przejeżdżał na czerwonych światłach. To co robił było na poziomie przedszkola,
ale nie odezwałem się wiedząc, że skończyłoby się to kłótnią, której i tak bym
nie wygrał.
Po pół godzinie jazdy dotarliśmy zaparkowaliśmy przy 227 High Street pod klubem „Star and Garter”*. Natychmiast
rozpoznałem tą nazwę. Prychnąłem pod nosem z niedowierzeniem. Liam już chciał
wyjść, lecz złapałem go za rękę, ciągnąć w swoją stronę, aby nie wychodził z
auta.
- Co to jest? – zapytałem ostro,
nawet nie starając się być miłym. Na początku zmarszczył brwi nie wiedząc o co
mi chodzi, ale kiedy wskazałem ręką wielki, lśniący szyld, chłopak zrozumiał co
mam na myśli i mocno się zarumienił.
- No wiesz… impreza. – Chciał
uniknął mojego spojrzenia, jednak uniemożliwiłem mu to zwracając jego głowę w
swoją stronę.
- Liam – powiedziałem dobitnie
chcąc, aby wszystko do niego dotarło, gdyż nie wydawał się być skory do tej
rozmowy. – Powiedz, dlaczego zabrałeś mnie do klubu dla gejów?
Rumieniec na jego policzkach
jeszcze bardziej się pogłębił. Prawdopodobnie starał się nie pokazać objawów
zażenowania, ale nie udało mu się to, bo już po chwili zaczął wykręcać sobie
palce.
- Pomyślałem, że… uch, to dosyć
niezręczna rozmowa.
- Nie musielibyśmy jej prowadzić,
gdybyś przyjechał ze mną na imprezę dla hetero. Mów – rozkazałem.
- Bo… - zaczął, ale po chwili
przerwał starając się znaleźć odpowiednie słowa. – Haz, nie jestem ślepy. Widzę
jak na niego patrzysz, to uczucie aż wisi w powietrzu. Pomyślałem, że skoro go
kochasz, a nie możesz z nim być, to mógłbyś znaleźć sobie kogoś innego.
Patrzyłem na niego w osłupieniu.
Już drugi raz dzisiaj wspomniał o moich uczuciach względem Lou. Do tej pory nie
dałem mu jasnej odpowiedzi, mimo to wiedziałem, że nie była mu już potrzebna.
Domyślił się, a ja byłem zbyt zdezorientowany, aby zaprzeczyć. Po chwili
dotarła do mnie druga część jego wypowiedzi. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę
mi to zaproponował.
- Myślisz, że jestem taki pusty?
Sądzisz więc, że przypadkowy facet, poznany na imprezie zastąpi mi kogoś, kogo
kocham od dwóch lat?! – zbulwersowałem się.
Tym razem to on się nie odezwał.
Nagle jednak zaczął się tłumaczyć, lecz stanowczo mu przerwałem.
- Dosyć. Nie chcę tego słuchać –
rzuciłem mu karcące spojrzenie. – W porządku, pójdę tam, ale nie licz, że z
kimkolwiek wrócę. – Wysiadłem z samochodu i na odchodnym dodałem:
- Możesz, już jechać. Wiem, że i
tak nie miałeś zamiaru tam wchodzić. – Zatrzasnąłem drzwi i odwróciłem się w
stronę wejścia, prowadzącego do klubu. Ostatni raz obejrzałem się za siebie,
ale okazało się, że jedyną reakcją Liam na moje słowa było ponowne odpalenie
silnika i zostawienie mnie samego.
Paniczny strach opanował cały mój
umysł. Przed przyjacielem udawałem silnego, ale tak naprawdę potwornie się
bałem. Dawno nie wychodziłem z domu, ponieważ mieliśmy przerwę od trasy
koncertowej oraz wszelkich wywiadów. Nie odczuwałem potrzeby ukazywania się
ludziom, lecz teraz musiałem to zrobić. Przecież się nie wycofam. Miałem
wrażenie, jakbym stał przed wrotami do piekieł, które z chęcią przygarną mnie w
swoje ramiona.
Wściekły na chłopaka otworzyłem
drzwi wejściowe i wszedłem do środka nie powstrzymując się od głośnego
jęknięcia. Nie miałem najmniejszej ochoty na żadnego rodzaju rozrywkę, wolałbym
zaszyć się w swoim pokoju będąc całkowicie odciętym od reszty świata. Do moich
nozdrzy dotarła ostra woń alkoholu pomieszana z zapachem potu.
Pomieszczenie nie należało do
największych, bo w końcu kluby dla homoseksualistów nie były tak popularne i
często odwiedzane, co te dla ludzi z normalną orientacją. Sala skąpana była w
mroku, a jedynym źródłem światła były reflektory świecące na czerwono i
poustawiane w kątach. Podłoga była z ciemnego drewna, a pomalowane na czarno
ściany przyozdobione zostały boazerią. Po lewej stronie znajdował się mały
barek, przy którym siedzieli upici do nieprzytomności mężczyźni. Typowy klub
nocny. Natychmiast ruszyłem w tamtą stronę, nie zwracając uwagi na osoby
tańczące na parkiecie. Usiadłem na niewysokim krześle i skinąłem na barmankę.
Kobieta podeszłą do mnie z wyrazem niechęci wymalowanym na twarzy.
- Co podać? – usłyszałem jej
znudzony głos. Albo na wszystkich ludzi działałem tak destruktywnie albo
blondynka miała już powyżej uszu napalonych gejów. Na cóż, ja z pewnością, nie
należałem do ich grona. Moje serce było już dawno zajęte, ale postanowiłem o
tym nie wspominać, gdyż nie byłem pewny co do jej intencji.
- Obojętnie. Byle mocne. –
Wzruszyłem ramionami i obrzuciłem wzrokiem ocierających się o siebie mężczyzn,
których widok przyprawiał mnie o mdłości.
Już po chwili barmanka postawiała
przede mną kieliszek z bursztynowym płynem. Obok stała cała butelka trunku,
więc kobieta musiała się domyślić, że nie skończy się an jednej kolejce. Miała
racje. Szybko połknąłem zawartość naczynia, znów napełniając je alkoholem. Płyn
boleśnie szczypał mnie w gardło, ale nie przejmowałem się tym, gdyż właśnie o
to mi chodziło. Z pewnością było to lepsze niż okaleczanie się.
Moje spojrzenie spoczęło na
wysokim brunecie, który stał samotnie w kącie. Musiał wyczuć mój wzrok, bo po
chwili przeniósł go ze swoich stóp, na mnie. Wówczas poczułem Skórcz w żołądku.
Jego niebieski tęczówki wręcz parzyły swoim blaskiem. Cholera, nie powinien
mieć oczu tak podobnych do niego. Odwróciłem głowę, starając się więcej na niego
nie patrzeć.
Przymknąłem oczy, oddychając
głęboko. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na udzie, sunąca w górę i w dół. Mogłem
się spodziewać, że prędzej czy później coś takiego się wydarzy. Moje spojrzenie
powędrowało od jego opalonej ręki aż do twarzy. Prawie zachłysnąłem się
powietrzem. Dlaczego wszystko zawsze musi iść nie po mojej myśli? Chwilę
wpatrywałem się w jego magiczne tęczówki, mając nadzieję, że mój natarczywy
wzrok go spłoszy. Nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie. Chłopak
przysunął się do mnie jeszcze bardziej. Patrzyłem na niego otępiały, nie wiedzą
co zrobić.
Po chwili poczułem, że jego ręka
rezygnuje z przesuwania się po mojej nodze. Usłyszałem cichy szelest i
zobaczyłem przed sobą przezroczysty woreczek z białym proszkiem w środku.
Momentalnie zaschło mi w gardle. Zdecydowanie potrzebowałem czegoś mocniejszego
niż alkohol. Z tęsknotą w oczach wyciągnąłem rękę po narkotyk, ale ten zniknął
mi sprzed oczu. Poczułem nagłą irytację.
- Po co mi to pokazujesz, skoro i
tak nie zamierasz tego oddać? – zwróciłem się do bruneta, patrząc na niego spod
ściągniętych brwi. Chłopak uśmiechnął się figlarnie.
- Myślałeś, że dostaniesz to za
darmo? Wiesz jak trudno coś takiego zdobyć? – zapytał z niedowierzeniem w
głosie. Przez chwilę analizowałem jego słowa, aż w końcu dotarło do mnie co
miał na myśli. Rzeczywiście, całkiem zapomniałem o zapłacie. Wyjąłem z kieszeni
kilka banknotów, próbując przeliczyć ich łączną wartość, ale chłopak
powstrzymał mnie.
- Nie chcę twoich pieniędzy,
Harry. – Spojrzałem na niego kompletnie zdziwiony. Skąd, do cholery, znał moje
imię? Przecież mu się nie przedstawiałem. Brunet dostrzegł mój zagubiony wzrok,
komentując go głośnym wybuchem śmiechu.
- Powiedz mi, kto w tych czasach
nie wie jak się nazywasz, co? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Wtedy wszystko
zrozumiałem. Zapewne słyszał o zespole i jego członkach gdzieś w radiu lub
widział w telewizji, bo nie sądzę, żeby przeglądał te kolorowe czasopisma dla
nastolatek.
- Nieważne – odparłem nagle
tracąc zainteresowanie tematem. – Co za to chcesz? Skoro mnie znasz, to musisz
wiedzieć, że jestem w stanie zapłacić każdą cenę.
Mimo wszystko chłopak nie przyjął
pieniędzy, które przesunąłem w jego stronę, zaś zrobił coś, czego kompletnie
się nie spodziewałem. Umieścił rękę na moich plecach i gwałtownie do siebie
przyciągnął tak, że byłem w stanie poczuć jego oddech na swojej skórze. Nie
miałem pojęcia do czego to wszystko zmierza. Zapewne domyśliłbym się tego,
gdyby nie spora dawka alkoholu we krwi, która zdecydowanie mi to uniemożliwiła.
Szafirowe oczy chłopaka
przeniosły się na moje usta. Kiedy jego wzrok się na nich zatrzymał,
zrozumiałem wszystko, ale było już za późno, żeby móc się wycofać. Czułem się
jak w potrzasku. Nie byłem w stanie się ruszyć, a jedyne co mogłem zrobić, to
obserwować jego poczynania. Zanim zdążyłem się zorientować, naprał na mnie
swoimi wargami złączając je w pocałunku. Siedziałem nieruchomo pozwalając mu na
coraz odważniejsze gesty. Już chciałem się wycofać, zrezygnować z białego
proszku, który mogłem dostać jedynie za pewną cenę, lecz nagle przypomniałem
sobie jego oczy, tak łudząco podobne do tęczówek Louisa. Jęknąłem na to
wspomnienie. Brunet najwyraźniej pomyślał, że to z przyjemności, bo nie prosząc
o zgodę, wślizgnął się językiem do wnętrza moich ust. Wyobraziwszy sobie na
jego miejscu Tomlinsona, natychmiast zachłannie oddałem pieszczotę łudząc się,
że to jego ręce w tej chwili oplatają mój kark.
Całowanie chłopaka nie było tym
samym, co bliższy kontakt z wargami dziewczyny. Mimo że była właściwie
niewielka różnica, to usta osobnika płci męskiej nie posiadały tej
charakterystycznej dla siebie miękkości i w tym przypadku były zdecydowanie
mniej pełne. Jednak nie poczułem dyskomfortu, wręcz przeciwnie: czerpałem z
tego przyjemność.
Po długiej chwili zakończyliśmy
walkę o dominację, odrywając się od siebie z cichym mlaskiem. Obaj ciężko
dyszeliśmy. Widziałem w jego oczach rosnące podniecenie, jednak nie miałem
ochoty na nic więcej. Wyrwałem mu z rąk torebkę, o której myślałem przez cały
ten czas. Chłopak po raz kolejny mnie powstrzymał, wywołując tym samym z mojej
strony głośne jęknięcie.
- Naprawdę chcesz to dostać,
prawda? – zapytał, nachylając się w moją stronę i przygryzając płatek ucha.
Owiał mnie jego gorący oddech. Zadrżałem na ten kontakt, kiwając głową.
- W porządku, ale musisz coś
jeszcze dla mnie zrobić – odrzekł z poważną miną, a mimo to w jego oczach
pojawiły się nieznane mi iskierki. Nie wiedziałem co oznaczają, ale nie byłem
pewien, czy chciałbym wiedzieć. Kiedy dotarły do mnie jego słowa, mógłbym
przysiąc, że niemal zaświeciły mi się oczy. Czyli jednak dostanę, to co przyniesie
mi tak wielką ulgę? Jednak pytanie brzmi: za jaką cenę…?
Moje ciało znów przeszło stado
dreszczy, gdy brunet oplótł mnie ręką w pasie i pomógł wstać z krzesła.
Pokierował nas w stronę toalet. Dopiero wówczas zrozumiałem co będę musiał
zrobić, aby otrzymać upragniony narkotyk. Jednym, gwałtownym ruchem chłopak
otworzył drzwi do kabiny i po wejściu do niej, zatrzasnął je z głośnym hukiem.
Spojrzałem na niego bezradnie nie wiedząc co robić, ale okazało się, że od
początku to on miał odminować. Przyparł mnie do ściany brutalnie całując.
Starałem się wyobrażać sobie na jego miejscu Lou, lecz przychodziło mi to z
coraz większym trudem, jednak jakoś dawałem radę. Z tą myślą zdecydowanie
łatwiej było mi oddawać pieszczoty. Chłopak zaczął schodzić z pocałunkami na
szyję. Odrzuciłem głowę do tyłu, starając się na niego nie patrzyć. Wzdrygnąłem
się, kiedy poczułem, że klamra mojego paska została odpięta, a spodnie
swobodnie opadły na podłogę. Niebieskooki uklęknął przede mną, masując dłońmi
moje biodra. Zahaczył palcami o gumkę bokserek, doprowadzając mnie tym do
szału. Zerknął na mnie z dołu, lubieżnie oblizując wargi. Nie byłem w stanie na
to patrzeć. Dopiero wtedy doszło do mnie co tak naprawdę miało się zaraz
zdarzyć. Definitywnie tego nie chciałem, nie tutaj, nie z nim.
Złapałem chłopaka za nadgarstki i
z siłą odepchnąłem od siebie. Ten gest tak bardzo go zaskoczył, że zachwiał się
i upadł na ściankę znajdująca się naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, lecz po chwili jego wzrok wypełnił się potworną złością. Wrogość
biła od niego na kilometr. Osunąłem się na podłogę, czując jak łzy spływają po
moich zarumienionych policzkach. Brunet podźwignął się na nogi i zbliżył do
mnie. Bałem się, okropnie, szczególnie, że przewyższał siłą nade mną.
- I tak długo wytrzymałeś.
Sądziłem, że wcześniej się poddasz. Jesteś zdecydowanie zbyt łatwy, Styles –
syknął mi do ucha. Jego głos przepełniony był nienawiścią i obrzydzeniem.
Gorące łzy nie zdążyły zaschnąć, gdyż pojawiły się następne, spowodowane jego
słowami.
Chłopak złapał mnie za ramiona i
po raz kolejny przygwoździł do ściany. Zacząłem się trząść. Zacisnął pięść i
zamachnąwszy się, uderzył mnie z całej siły w twarz. Złapałem się za policzek,
będąc pewnym, że zastanie na nim ślad. Poczułem lepką ciesz, sączącą się z moje
nosa. Byłem głupi, sądząc, że to koniec. Chłopak dopiero się rozkręcał.
Przytrzymał moje nadgarstki, tak abym nie mógł się wyzwolić z jego uścisku i
mocno kopnął mnie kolanem w brzuch. Zrobił to jeszcze raz i kolejny. Wyłem z
bólu, za każdym razem, kiedy powtarzał ta czynność. Upadłem na zimną podłogę,
zanosząc się łzami. Chcąc mnie do końca poniżyć, splunął mi w twarz. Rzucił coś
pod moje nogi, jednak zbyt cierpiałem, żeby otworzyć oczy i sprawdzić czym ów
przedmiot jest. Brunet otworzył drzwi kabiny i opuścił ją, żegnając się słowami
„Pieprz się”.
Byłem totalnie rozdarty. Ból
rozrywał mnie od środka, przez co zastanawiałem się czy nie pękła jakaś żyłą,
doprowadzając od wewnętrznego krwotoku. Skuliłem się na lodowatych kafelkach,
podciągając kolana pod zraniony brzuch. Chciałem tym samym załagodzić ból,
jednak najwyraźniej nie było mi pisane się go pozbyć. Czułem się jak ostatni,
bezwartościowy śmieć. Mimo że między nami nic nie było i prawdopodobnie nigdy
nie będzie, to i tak miałem wrażenie jakbym w pewien sposób zdradził Louisa z
tym facetem, choć do niczego tak naprawdę nie doszło. Znów gorzko załkałem.
Fala cierpienia rozeszła się po całym ciele, zarówno w stanie fizycznym jak i
psychicznym.
Nagle przypomniałem sobie o
przedmiocie, który brunet rzucił w moją stronę. Wciąż nie otwierając oczu,
zacząłem na oślep przesuwać ręką po podłodze. W końcu moja dłoń natrafiła na
coś małego i śliskiego w dotyku. Słabo pociągnąłem to w swoją stron, podnosząc
na wysokość oczu. Moje serce zabiło szybciej, kiedy zdałem sobie sprawę, że
jest to woreczek, o którym z takim utęsknieniem marzyłem. Z ogromnym trudem
podniosłem się do pozycji siedzącej, otwierają paczuszkę. Wysypałem biały
proszek na rękę i zatkałem jedna dziurkę nosa. Drugą zaś wciągnąłem narkotyk,
czując natychmiastową ulgę. Świat zaczął mi wirować przed oczami.
Zachichotałem, gdy ujrzałem, że wszystko się podwoiło. Po chwili jednak znów
słona ciecz wydostała się spod moich powiek.
Siedziałem tam około godziny, ale
nie miałem zegarka, aby dokładniej się upewnić. Ociężale podniosłem się z
podłogi wychodząc z toalet. Impreza wciąż trwała, jak gdyby nikt nie usłyszał
moich wrzasków. Może rzeczywiście tak było. Miałem nadzieję, że chłopak, który
mnie skrzywdził, już sobie poszedł, gdyż nie miałem ochoty na kolejne spotkanie
i powtórkę z tego, co wydarzyło się zaledwie godzinę temu. Usiadłem przy barze,
niewyraźnie zamawiając najmocniejszy trunek. Już po chwili opróżniłem co
najmniej pięć kieliszków, lecz dalej nie liczyłem, ponieważ już dawno straciłem
rachubę. W głowie kręciło i się jak nigdy dotąd, a większości bodźców naokoło
mnie nie odbierałem, zwyczajnie nie będąc w stanie.
Natrudziłem się wyjmując komórkę
z kieszeni, ale horror miał się dopiero zacząć przy wybieraniu odpowiedniego
numeru. W kontaktach nie mogłem znaleźć poszukiwanego imienia. Wszystko się
rozmazywało. Przybliżyłem ekran do twarzy, mając nadzieję, że to wyostrzy nieco
mętny widok. Niewiele pomogło, ale jednak. Zarejestrowałem nazwę ‘Liam’
napisaną małymi, czarnymi literkami. Zanim obraz zdążył znów się zamazać,
wybrałem numer, czekając aż osoba po drugiej stronie odbierze.
- Harry?! – w słuchawce rozległ
się przestraszony głos chłopaka. – Boże, nic ci nie jest? Nie mogłem się do
ciebie dodzwonić…
- I-iam… - przerwałem mu,
bezmyślnie bełkocząc jego imię, co spowodowało, że po drugiej stronie zapadła
głucha cisza. – Li-am… c-chodź – wydukałem. Nie byłem w stanie wykrzesać z
siebie nic więcej, poza tym nawet myślenie sprawiało mi problem.
- Haz, czy ty jesteś pijany? –
zapytał cicho. Znał odpowiedź, a ja nie zamierzałem mu jej udzielać, wiedząc,
że pewnie i tak nie zdołałbym. Rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.
Zerknąłem na stojący przede mną kieliszek. Widziałem go podwójnie. Westchnąłem
zrezygnowany i oparłem głowę o chłodną ladę.
Czyż nie o to mi chodziło? Aby
doświadczyć cierpienia fizycznego, które zagłuszyłoby buzujące we mnie emocje?
Z pewnością się udało. Co prawda ledwo oddychałem, po twarzy ciekła mi krew
pomieszana z łzami, a widok się całkowicie rozmazywał, jednak zdecydowanie
wolałem tą wersję, która pomagała mi zapomnieć. Rzeczywiście tak było, gdyż
przez jakiś czas nie pamiętałem o problemach i codziennie powtarzającej się
męce.
Powieki powoli mi się zamykały,
kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Nie odwróciłem się. Ktoś się nie
poddawał, gdyż już po chwili silne ręce oplotły mnie w pasie i wyniosły z
huczącego od głośnej muzyki pomieszczenia. Nocne powietrze uderzyło we mnie
niczym armatnia kula. Zadrżałem i poczułem, że tracę grunt pod nogami, jednak
zostałem uratowany od bliskiego spotkania z chodnikiem. Ów człowiek delikatnie
wsadził mnie do samochodu, po chwili samemu usadawiając się na miejscu
kierowcy. Uruchomił silnik i z piskiem opon odjechał spod klubu. Oparłem głowę
o szybę, głośno wzdychając i tym samym zwracając na siebie uwagę wybawcy.
- Harry, dlaczego jesteś cały we
krwi? Na dodatek, o ile dobrze spostrzegłem, masz rozszerzone źrenice, co
oznacza tylko jedno – powiedział Liam z naciekiem na ostatnie słowa. Kiedy mu
nie odpowiedziałem, uderzył pięścią o kierownicę i na krótką chwilę zacisnął
powieki.
- Proszę, powiedz mi, że nie
brałeś. – Cisza. Kompletna, dołująca i mówiąca sama za siebie cisza. Chłopak
jęknął gardłowo. – Co ja sobie myślałem – mamrotał do siebie – że zostawię cię
samego na pastwę losu w nocnym klubie, pełnym napalonych gejów? Cholera jasna!
– krzyknął, na co skarciłem go spojrzeniem. Sam dźwięk silnika sprawiał, że
dostawałem zawrotów głowy, więc co dopiero to.
Kiedy dojechaliśmy pod dom wciąż
nie odezwałem się ani słowem. Wpatrzony w pustkę, byłem prowadzony przez Liama
do drzwi. Otworzywszy je, chłopak wepchnął mnie do środka i posadził na
krześle. Wcisnął mi w ręce szklankę z wodą oraz tabletkę. Spojrzałem na niego
zdziwiony. Co miałem z tym niby zrobić? Żaden pomysł nie przychodził mi do
głowy. Przyjaciel widząc mój pytający wzrok, westchnął.
- Po prostu to połknij –
wyjaśnił, lecz ja nadal nie miałem pojęcia do czego mogłyby mi służyć ów
przedmioty. Byłem totalnie naćpany. Lam zirytował się lekko i wepchnął mi
lekarstwo do buzi. Po chwili rozchylił moje wargi palcami i wlał do środka
wodę. Zakrztusiłem się głośno kaszląc i wydając z siebie bliżej nieartykułowane
dźwięki.
- Co tu się dzieje? – doszło mnie
pytanie zadane przez osobę stojącą w drzwiach kuchni. Mimo, że jej twarz była
schowana w ciemności, to nie musiałem jej widzieć, aby zorientować się kim
jest. Tego głosu nie sposób pomylić z żadnym innym. Poczułem okropne
zażenowanie zaistniałą sytuacją, jednak nie mogłem cofnąć czasu. Wpatrywałem
się w jego wspaniałą sylwetkę, ukrytą w cieniu. Chłopak podszedł do nas,
ukazując się w pełnym świetle. Miał na sobie dresowe spodnie i luźną koszulkę,
zaś jego włosy jak zwykle były roztrzepane. Na jego twarzy pojawiło się
zdziwienie pomieszane z troską. Jak można wyglądać tak idealnie?
- Liam? – zwrócił się do
przyjaciela, żądając wyjaśnień hałasem w środku nocy. Brunet pokrótce
opowiedział mu całą historię, której Lou z uwagą wysłuchał. Przeniósł swój
szafirowy wzrok na mnie, przyglądając się przez chwilę krwi na twarzy.
Westchnął i podszedł do krzesła, na którym siedziałem. Złapał mnie w talii i
podciągnął do góry, tak abym stanął na nogi. Momentalnie zrobiło mi się gorąco
od tego bliskiego kontaktu. Jego ręce na moim ciele. Uczucie, którego nie
zaznałem od bardzo dawna. Mimo że byłem wyższy, to i tak czułem się jak małe
dziecko, które jedyne czego potrzebuje, to jego silnych ramion, aby znów poczuć
się bezpiecznie. Bez zastanowienia oplotłem go rękoma i wtuliłem głowę w
zagłębienie jego szyi. Wówczas nie obchodziły mnie późniejsze konsekwencje tych
poczynać. Liczyła się tylko ta chwila. Chłopak pogłaskał mnie po plecach, na co
lekko się spiąłem, ale kiedy nie zaprzestał wykonywanej czynności, rozluźniłem
się. Powiedział coś jeszcze do Liama, co kompletnie do mnie nie dotarło. Wtedy zrobić
coś całkiem nieoczekiwanego. Wziął mnie na ręce, przyciskając do swojej klatki
piersiowej i powoli zaczął wchodzić po schodach na górę… Moje serce na krótki
moment się zatrzymało, aby z powrotem zacząć bić, jednak co najmniej dwa razy
szybciej niż poprzednio. Tętno wzrosło. Przepełniło mnie silne uczucie do jego
osoby. Kochałem go tak strasznie mocno, więc dlaczego nie zdawał sobie z tego
sprawy?
Lou wniósł mnie do mojego pokoju,
delikatnie kładąc na łóżku i przykrywając kołdrą. Już chciał odejść, ale
powstrzymałem go łapiąc za nadgarstek. Jego niesamowite tęczówki wwierciły we
mnie pytające spojrzenie. Boże, jaki żałosny byłem.
- Zostań ze mną… p-proszę –
wyszeptałem, ledwo poruszając ustami. Szatyn przez chwilę przyglądał mi się z
uwagą, aż w końcu westchnął i pokiwał głową, zgadzając się.
* Nazwa klubu i ulica na której się
on znajduje jest autentyczna.
** Przepraszamy za opóźnienie, wynikało one wyłącznie z braku weny
*** Prosimy o krótki komentarz od każdego czytelnika. Ostatnio poważnie zastanawiałyśmy się nad zawieszeniem bloga, jednak wasze komentarze nam na to nie pozwoliły. Dzięki nim wiemy, że jest kilka osób, które czyta to beznadziejne opowiadanie i czeka na ciąg dalszy. Dziękujemy z całego serca x
No doczekałam się ;D
OdpowiedzUsuńAle warto było, bo rozdział jest świetny ;)
przecudowny! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! mam nadzieję, że na następny nie będziemy tyle czekać, tym bardziej, że ten skończył się akurat w takim momencie.. ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Bardzo podoba mi się to opowiadanie i nawet nie próbujcie mi wmówić że jest beznadziejne! Jest piękne i koniec! Błagam nie zawieszajcie tego bloga bo nie wytrzymam! Świetnie się to czyta i mam nadzieję że niedługo pojawi się kolejny rozdział. Kocham Was i to opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńjEJKU *.* JESTEŚ ŚWIETNA!!! PO PROSTU TO JEST ZBYT PIĘKNE ABY OPISAĆ TO SŁOWAMI... A POD KONIEC TO SIĘ WZRUSZYŁAM :') W SUMIE TO PRZEZ TEN CAŁY IMAGIN RYCZAŁAM *____* JAK JUŻ MÓWIŁAM J-E-S-T-E-Ś Z-A-J-E-B-I-S-T-A!!!!!! KOCHAM CIĘ NORMALNIE <333 MAM NADZIEJE ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE NIEBAWEM :))
OdpowiedzUsuńBoże, prosze o więcej, pierwszy raz czytam którykowliek rozddział ,a le CHCE WIĘCEJ. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest niesamowity. Trochę trudno mi się czytało scenę pobicia Harryego, ale końcówka jest cudowna. @Karola_Horan69
OdpowiedzUsuńja tu kurde ryczę z powodu tego cudownego opowiadania a wy mówicie że jest beznadziejne?! Nigdy tak nie myślcie, po w porówananiu z tym blogiem czuje że moje opowiadanie na moim blogu jest żałosne! Nie wiele jest powiadań które potrafią tak trafić do mojego serca że aż zaczynam płakać:') czekam na kolejny rozdział *__* @Rena1D
OdpowiedzUsuńśliczne opowiadanie, o boziu piszcie nastepny szybko <3
OdpowiedzUsuńWiem że to już mój drugi komentarz pod tym rozdziałem ale nie mogłam się powstrzymać.... Piękny nowy wygląd bloga ;D @Karola_Horan69
OdpowiedzUsuńNiesamowite, czekam na następny! ♥ :) |Zapraszam do mnie http://youliveyyourdreams69.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNigdy nie mówcie że to jest beznadziejne bo lepszego opowiadania nie czytałam!!! Uwielbiam was < 333 czekam na następny!!!
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńJeny. Piękne! Nie zawieszajcie bo skrzywdzicie wiele osób ( w tym mnie ) Piszcie dalej!
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest cudowne, mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńaaaa uwielbiam to opowiadanie choć dopiero zaczynacie, kiedy następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńPROSZĘ, NIE ZAWIESZAJCIE BLOGA! To opowiadanie jest świetne!♥ czekam na ciąg dalszy ♥
OdpowiedzUsuńJejku ogromnie spodobało mi się to opowiadanie! Z niecierpliwością czekam na nn.
OdpowiedzUsuńO mój boże! W życiu nie czytałam lepszego opowiadania o Larrym! I to dopiero początek! Jejuu chyba się od niego uzależniłam, bo skończyłam czytać, a nadal chcę więcej i więcej! Proszę, dodajcie szybko nawy rozdział i NIE MOŻECIE ZAWIESIĆ TEGO BLOGA! ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nialler <3
+Zapraszam na moje opowiadanie o One Direction!
http://niallerxx3.blogspot.com
Dziś trafiłam na tego bloga, postanowiłam go przeczytać i co się okazuje? Został mi już tylko jeden rozdział :( Dodawajcie je jak najczęściej i piszcie dalej, bo jesteście w tym świetne <3
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga. <3 Nigdy w życiu nie czytałam lepszego opowiadania! *-*
OdpowiedzUsuńzajebiste :D
OdpowiedzUsuń28 year old Environmental Specialist Garwood Fishpoole, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Melancholia and Rugby. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. skocz do tych gosci
OdpowiedzUsuń