czwartek, 21 marca 2013

Fourth Chapter "Give me love"







"You can take everything I have, you can break everything I am"






Widok za oknem był rozmazany i szybko znikał mi sprzed oczu. Pokryte śniegiem ulice rozmazywały się w jedną, białą smugę, zaś nieliczni ludzie byli niemal niewidoczni. Nie mogłem spokojnie przyglądać się detalom na około, takim jak szczęście panujące na twarzach zakochanych par, czy pogoń kota za jakimś ptakiem lub wiewiórką. Prędkość była zbyt wielka, abym był w stanie to uczynić. Liam definitywnie złamał już kilka praw drogowych, co zdecydowanie nie było w jego stylu. Zapewne chciał mi zaimponować szybką jazda i całkowitym brakiem ograniczeń. Od czasu do czasu rzucałem mu zirytowane i pełne niedowierzenia spojrzenie, kiedy specjalnie przejeżdżał na czerwonych światłach. To co robił było na poziomie przedszkola, ale nie odezwałem się wiedząc, że skończyłoby się to kłótnią, której i tak bym nie wygrał.
Po pół godzinie  jazdy dotarliśmy zaparkowaliśmy przy 227 High Street pod klubem „Star and Garter”*. Natychmiast rozpoznałem tą nazwę. Prychnąłem pod nosem z niedowierzeniem. Liam już chciał wyjść, lecz złapałem go za rękę, ciągnąć w swoją stronę, aby nie wychodził z auta.
- Co to jest? – zapytałem ostro, nawet nie starając się być miłym. Na początku zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi, ale kiedy wskazałem ręką wielki, lśniący szyld, chłopak zrozumiał co mam na myśli i mocno się zarumienił.
- No wiesz… impreza. – Chciał uniknął mojego spojrzenia, jednak uniemożliwiłem mu to zwracając jego głowę w swoją stronę.
- Liam – powiedziałem dobitnie chcąc, aby wszystko do niego dotarło, gdyż nie wydawał się być skory do tej rozmowy. – Powiedz, dlaczego zabrałeś mnie do klubu dla gejów?
Rumieniec na jego policzkach jeszcze bardziej się pogłębił. Prawdopodobnie starał się nie pokazać objawów zażenowania, ale nie udało mu się to, bo już po chwili zaczął wykręcać sobie palce.
- Pomyślałem, że… uch, to dosyć niezręczna rozmowa.
- Nie musielibyśmy jej prowadzić, gdybyś przyjechał ze mną na imprezę dla hetero. Mów – rozkazałem.
- Bo… - zaczął, ale po chwili przerwał starając się znaleźć odpowiednie słowa. – Haz, nie jestem ślepy. Widzę jak na niego patrzysz, to uczucie aż wisi w powietrzu. Pomyślałem, że skoro go kochasz, a nie możesz z nim być, to mógłbyś znaleźć sobie kogoś innego.
Patrzyłem na niego w osłupieniu. Już drugi raz dzisiaj wspomniał o moich uczuciach względem Lou. Do tej pory nie dałem mu jasnej odpowiedzi, mimo to wiedziałem, że nie była mu już potrzebna. Domyślił się, a ja byłem zbyt zdezorientowany, aby zaprzeczyć. Po chwili dotarła do mnie druga część jego wypowiedzi. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę mi to zaproponował.
- Myślisz, że jestem taki pusty? Sądzisz więc, że przypadkowy facet, poznany na imprezie zastąpi mi kogoś, kogo kocham od dwóch lat?! – zbulwersowałem się.
Tym razem to on się nie odezwał. Nagle jednak zaczął się tłumaczyć, lecz stanowczo mu przerwałem.
- Dosyć. Nie chcę tego słuchać – rzuciłem mu karcące spojrzenie. – W porządku, pójdę tam, ale nie licz, że z kimkolwiek wrócę. – Wysiadłem z samochodu i na odchodnym dodałem:
- Możesz, już jechać. Wiem, że i tak nie miałeś zamiaru tam wchodzić. – Zatrzasnąłem drzwi i odwróciłem się w stronę wejścia, prowadzącego do klubu. Ostatni raz obejrzałem się za siebie, ale okazało się, że jedyną reakcją Liam na moje słowa było ponowne odpalenie silnika i zostawienie mnie samego.
Paniczny strach opanował cały mój umysł. Przed przyjacielem udawałem silnego, ale tak naprawdę potwornie się bałem. Dawno nie wychodziłem z domu, ponieważ mieliśmy przerwę od trasy koncertowej oraz wszelkich wywiadów. Nie odczuwałem potrzeby ukazywania się ludziom, lecz teraz musiałem to zrobić. Przecież się nie wycofam. Miałem wrażenie, jakbym stał przed wrotami do piekieł, które z chęcią przygarną mnie w swoje ramiona.
Wściekły na chłopaka otworzyłem drzwi wejściowe i wszedłem do środka nie powstrzymując się od głośnego jęknięcia. Nie miałem najmniejszej ochoty na żadnego rodzaju rozrywkę, wolałbym zaszyć się w swoim pokoju będąc całkowicie odciętym od reszty świata. Do moich nozdrzy dotarła ostra woń alkoholu pomieszana z zapachem potu.
Pomieszczenie nie należało do największych, bo w końcu kluby dla homoseksualistów nie były tak popularne i często odwiedzane, co te dla ludzi z normalną orientacją. Sala skąpana była w mroku, a jedynym źródłem światła były reflektory świecące na czerwono i poustawiane w kątach. Podłoga była z ciemnego drewna, a pomalowane na czarno ściany przyozdobione zostały boazerią. Po lewej stronie znajdował się mały barek, przy którym siedzieli upici do nieprzytomności mężczyźni. Typowy klub nocny. Natychmiast ruszyłem w tamtą stronę, nie zwracając uwagi na osoby tańczące na parkiecie. Usiadłem na niewysokim krześle i skinąłem na barmankę. Kobieta podeszłą do mnie z wyrazem niechęci wymalowanym na twarzy.
- Co podać? – usłyszałem jej znudzony głos. Albo na wszystkich ludzi działałem tak destruktywnie albo blondynka miała już powyżej uszu napalonych gejów. Na cóż, ja z pewnością, nie należałem do ich grona. Moje serce było już dawno zajęte, ale postanowiłem o tym nie wspominać, gdyż nie byłem pewny co do jej intencji.
- Obojętnie. Byle mocne. – Wzruszyłem ramionami i obrzuciłem wzrokiem ocierających się o siebie mężczyzn, których widok przyprawiał mnie o mdłości.
Już po chwili barmanka postawiała przede mną kieliszek z bursztynowym płynem. Obok stała cała butelka trunku, więc kobieta musiała się domyślić, że nie skończy się an jednej kolejce. Miała racje. Szybko połknąłem zawartość naczynia, znów napełniając je alkoholem. Płyn boleśnie szczypał mnie w gardło, ale nie przejmowałem się tym, gdyż właśnie o to mi chodziło. Z pewnością było to lepsze niż okaleczanie się.
Moje spojrzenie spoczęło na wysokim brunecie, który stał samotnie w kącie. Musiał wyczuć mój wzrok, bo po chwili przeniósł go ze swoich stóp, na mnie. Wówczas poczułem Skórcz w żołądku. Jego niebieski tęczówki wręcz parzyły swoim blaskiem. Cholera, nie powinien mieć oczu tak podobnych do niego. Odwróciłem głowę, starając się więcej na niego nie patrzeć.
Przymknąłem oczy, oddychając głęboko. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na udzie, sunąca w górę i w dół. Mogłem się spodziewać, że prędzej czy później coś takiego się wydarzy. Moje spojrzenie powędrowało od jego opalonej ręki aż do twarzy. Prawie zachłysnąłem się powietrzem. Dlaczego wszystko zawsze musi iść nie po mojej myśli? Chwilę wpatrywałem się w jego magiczne tęczówki, mając nadzieję, że mój natarczywy wzrok go spłoszy. Nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie. Chłopak przysunął się do mnie jeszcze bardziej. Patrzyłem na niego otępiały, nie wiedzą co zrobić.
Po chwili poczułem, że jego ręka rezygnuje z przesuwania się po mojej nodze. Usłyszałem cichy szelest i zobaczyłem przed sobą przezroczysty woreczek z białym proszkiem w środku. Momentalnie zaschło mi w gardle. Zdecydowanie potrzebowałem czegoś mocniejszego niż alkohol. Z tęsknotą w oczach wyciągnąłem rękę po narkotyk, ale ten zniknął mi sprzed oczu. Poczułem nagłą irytację.
- Po co mi to pokazujesz, skoro i tak nie zamierasz tego oddać? – zwróciłem się do bruneta, patrząc na niego spod ściągniętych brwi. Chłopak uśmiechnął się figlarnie.
- Myślałeś, że dostaniesz to za darmo? Wiesz jak trudno coś takiego zdobyć? – zapytał z niedowierzeniem w głosie. Przez chwilę analizowałem jego słowa, aż w końcu dotarło do mnie co miał na myśli. Rzeczywiście, całkiem zapomniałem o zapłacie. Wyjąłem z kieszeni kilka banknotów, próbując przeliczyć ich łączną wartość, ale chłopak powstrzymał mnie.
- Nie chcę twoich pieniędzy, Harry. – Spojrzałem na niego kompletnie zdziwiony. Skąd, do cholery, znał moje imię? Przecież mu się nie przedstawiałem. Brunet dostrzegł mój zagubiony wzrok, komentując go głośnym wybuchem śmiechu.
- Powiedz mi, kto w tych czasach nie wie jak się nazywasz, co? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Wtedy wszystko zrozumiałem. Zapewne słyszał o zespole i jego członkach gdzieś w radiu lub widział w telewizji, bo nie sądzę, żeby przeglądał te kolorowe czasopisma dla nastolatek.
- Nieważne – odparłem nagle tracąc zainteresowanie tematem. – Co za to chcesz? Skoro mnie znasz, to musisz wiedzieć, że jestem w stanie zapłacić każdą cenę.
Mimo wszystko chłopak nie przyjął pieniędzy, które przesunąłem w jego stronę, zaś zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Umieścił rękę na moich plecach i gwałtownie do siebie przyciągnął tak, że byłem w stanie poczuć jego oddech na swojej skórze. Nie miałem pojęcia do czego to wszystko zmierza. Zapewne domyśliłbym się tego, gdyby nie spora dawka alkoholu we krwi, która zdecydowanie mi to uniemożliwiła.
Szafirowe oczy chłopaka przeniosły się na moje usta. Kiedy jego wzrok się na nich zatrzymał, zrozumiałem wszystko, ale było już za późno, żeby móc się wycofać. Czułem się jak w potrzasku. Nie byłem w stanie się ruszyć, a jedyne co mogłem zrobić, to obserwować jego poczynania. Zanim zdążyłem się zorientować, naprał na mnie swoimi wargami złączając je w pocałunku. Siedziałem nieruchomo pozwalając mu na coraz odważniejsze gesty. Już chciałem się wycofać, zrezygnować z białego proszku, który mogłem dostać jedynie za pewną cenę, lecz nagle przypomniałem sobie jego oczy, tak łudząco podobne do tęczówek Louisa. Jęknąłem na to wspomnienie. Brunet najwyraźniej pomyślał, że to z przyjemności, bo nie prosząc o zgodę, wślizgnął się językiem do wnętrza moich ust. Wyobraziwszy sobie na jego miejscu Tomlinsona, natychmiast zachłannie oddałem pieszczotę łudząc się, że to jego ręce w tej chwili oplatają mój kark.
Całowanie chłopaka nie było tym samym, co bliższy kontakt z wargami dziewczyny. Mimo że była właściwie niewielka różnica, to usta osobnika płci męskiej nie posiadały tej charakterystycznej dla siebie miękkości i w tym przypadku były zdecydowanie mniej pełne. Jednak nie poczułem dyskomfortu, wręcz przeciwnie: czerpałem z tego przyjemność.
Po długiej chwili zakończyliśmy walkę o dominację, odrywając się od siebie z cichym mlaskiem. Obaj ciężko dyszeliśmy. Widziałem w jego oczach rosnące podniecenie, jednak nie miałem ochoty na nic więcej. Wyrwałem mu z rąk torebkę, o której myślałem przez cały ten czas. Chłopak po raz kolejny mnie powstrzymał, wywołując tym samym z mojej strony głośne jęknięcie.
- Naprawdę chcesz to dostać, prawda? – zapytał, nachylając się w moją stronę i przygryzając płatek ucha. Owiał mnie jego gorący oddech. Zadrżałem na ten kontakt, kiwając głową.
- W porządku, ale musisz coś jeszcze dla mnie zrobić – odrzekł z poważną miną, a mimo to w jego oczach pojawiły się nieznane mi iskierki. Nie wiedziałem co oznaczają, ale nie byłem pewien, czy chciałbym wiedzieć. Kiedy dotarły do mnie jego słowa, mógłbym przysiąc, że niemal zaświeciły mi się oczy. Czyli jednak dostanę, to co przyniesie mi tak wielką ulgę? Jednak pytanie brzmi: za jaką cenę…?
Moje ciało znów przeszło stado dreszczy, gdy brunet oplótł mnie ręką w pasie i pomógł wstać z krzesła. Pokierował nas w stronę toalet. Dopiero wówczas zrozumiałem co będę musiał zrobić, aby otrzymać upragniony narkotyk. Jednym, gwałtownym ruchem chłopak otworzył drzwi do kabiny i po wejściu do niej, zatrzasnął je z głośnym hukiem. Spojrzałem na niego bezradnie nie wiedząc co robić, ale okazało się, że od początku to on miał odminować. Przyparł mnie do ściany brutalnie całując. Starałem się wyobrażać sobie na jego miejscu Lou, lecz przychodziło mi to z coraz większym trudem, jednak jakoś dawałem radę. Z tą myślą zdecydowanie łatwiej było mi oddawać pieszczoty. Chłopak zaczął schodzić z pocałunkami na szyję. Odrzuciłem głowę do tyłu, starając się na niego nie patrzyć. Wzdrygnąłem się, kiedy poczułem, że klamra mojego paska została odpięta, a spodnie swobodnie opadły na podłogę. Niebieskooki uklęknął przede mną, masując dłońmi moje biodra. Zahaczył palcami o gumkę bokserek, doprowadzając mnie tym do szału. Zerknął na mnie z dołu, lubieżnie oblizując wargi. Nie byłem w stanie na to patrzeć. Dopiero wtedy doszło do mnie co tak naprawdę miało się zaraz zdarzyć. Definitywnie tego nie chciałem, nie tutaj, nie z nim.
Złapałem chłopaka za nadgarstki i z siłą odepchnąłem od siebie. Ten gest tak bardzo go zaskoczył, że zachwiał się i upadł na ściankę znajdująca się naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, lecz po chwili jego wzrok wypełnił się potworną złością. Wrogość biła od niego na kilometr. Osunąłem się na podłogę, czując jak łzy spływają po moich zarumienionych policzkach. Brunet podźwignął się na nogi i zbliżył do mnie. Bałem się, okropnie, szczególnie, że przewyższał siłą nade mną.
- I tak długo wytrzymałeś. Sądziłem, że wcześniej się poddasz. Jesteś zdecydowanie zbyt łatwy, Styles – syknął mi do ucha. Jego głos przepełniony był nienawiścią i obrzydzeniem. Gorące łzy nie zdążyły zaschnąć, gdyż pojawiły się następne, spowodowane jego słowami.
Chłopak złapał mnie za ramiona i po raz kolejny przygwoździł do ściany. Zacząłem się trząść. Zacisnął pięść i zamachnąwszy się, uderzył mnie z całej siły w twarz. Złapałem się za policzek, będąc pewnym, że zastanie na nim ślad. Poczułem lepką ciesz, sączącą się z moje nosa. Byłem głupi, sądząc, że to koniec. Chłopak dopiero się rozkręcał. Przytrzymał moje nadgarstki, tak abym nie mógł się wyzwolić z jego uścisku i mocno kopnął mnie kolanem w brzuch. Zrobił to jeszcze raz i kolejny. Wyłem z bólu, za każdym razem, kiedy powtarzał ta czynność. Upadłem na zimną podłogę, zanosząc się łzami. Chcąc mnie do końca poniżyć, splunął mi w twarz. Rzucił coś pod moje nogi, jednak zbyt cierpiałem, żeby otworzyć oczy i sprawdzić czym ów przedmiot jest. Brunet otworzył drzwi kabiny i opuścił ją, żegnając się słowami „Pieprz się”.
Byłem totalnie rozdarty. Ból rozrywał mnie od środka, przez co zastanawiałem się czy nie pękła jakaś żyłą, doprowadzając od wewnętrznego krwotoku. Skuliłem się na lodowatych kafelkach, podciągając kolana pod zraniony brzuch. Chciałem tym samym załagodzić ból, jednak najwyraźniej nie było mi pisane się go pozbyć. Czułem się jak ostatni, bezwartościowy śmieć. Mimo że między nami nic nie było i prawdopodobnie nigdy nie będzie, to i tak miałem wrażenie jakbym w pewien sposób zdradził Louisa z tym facetem, choć do niczego tak naprawdę nie doszło. Znów gorzko załkałem. Fala cierpienia rozeszła się po całym ciele, zarówno w stanie fizycznym jak i psychicznym.
Nagle przypomniałem sobie o przedmiocie, który brunet rzucił w moją stronę. Wciąż nie otwierając oczu, zacząłem na oślep przesuwać ręką po podłodze. W końcu moja dłoń natrafiła na coś małego i śliskiego w dotyku. Słabo pociągnąłem to w swoją stron, podnosząc na wysokość oczu. Moje serce zabiło szybciej, kiedy zdałem sobie sprawę, że jest to woreczek, o którym z takim utęsknieniem marzyłem. Z ogromnym trudem podniosłem się do pozycji siedzącej, otwierają paczuszkę. Wysypałem biały proszek na rękę i zatkałem jedna dziurkę nosa. Drugą zaś wciągnąłem narkotyk, czując natychmiastową ulgę. Świat zaczął mi wirować przed oczami. Zachichotałem, gdy ujrzałem, że wszystko się podwoiło. Po chwili jednak znów słona ciecz wydostała się spod moich powiek.
Siedziałem tam około godziny, ale nie miałem zegarka, aby dokładniej się upewnić. Ociężale podniosłem się z podłogi wychodząc z toalet. Impreza wciąż trwała, jak gdyby nikt nie usłyszał moich wrzasków. Może rzeczywiście tak było. Miałem nadzieję, że chłopak, który mnie skrzywdził, już sobie poszedł, gdyż nie miałem ochoty na kolejne spotkanie i powtórkę z tego, co wydarzyło się zaledwie godzinę temu. Usiadłem przy barze, niewyraźnie zamawiając najmocniejszy trunek. Już po chwili opróżniłem co najmniej pięć kieliszków, lecz dalej nie liczyłem, ponieważ już dawno straciłem rachubę. W głowie kręciło i się jak nigdy dotąd, a większości bodźców naokoło mnie nie odbierałem, zwyczajnie nie będąc w stanie.
Natrudziłem się wyjmując komórkę z kieszeni, ale horror miał się dopiero zacząć przy wybieraniu odpowiedniego numeru. W kontaktach nie mogłem znaleźć poszukiwanego imienia. Wszystko się rozmazywało. Przybliżyłem ekran do twarzy, mając nadzieję, że to wyostrzy nieco mętny widok. Niewiele pomogło, ale jednak. Zarejestrowałem nazwę ‘Liam’ napisaną małymi, czarnymi literkami. Zanim obraz zdążył znów się zamazać, wybrałem numer, czekając aż osoba po drugiej stronie odbierze.
- Harry?! – w słuchawce rozległ się przestraszony głos chłopaka. – Boże, nic ci nie jest? Nie mogłem się do ciebie dodzwonić…
- I-iam… - przerwałem mu, bezmyślnie bełkocząc jego imię, co spowodowało, że po drugiej stronie zapadła głucha cisza. – Li-am… c-chodź – wydukałem. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie nic więcej, poza tym nawet myślenie sprawiało mi problem.
- Haz, czy ty jesteś pijany? – zapytał cicho. Znał odpowiedź, a ja nie zamierzałem mu jej udzielać, wiedząc, że pewnie i tak nie zdołałbym. Rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. Zerknąłem na stojący przede mną kieliszek. Widziałem go podwójnie. Westchnąłem zrezygnowany i oparłem głowę o chłodną ladę.
Czyż nie o to mi chodziło? Aby doświadczyć cierpienia fizycznego, które zagłuszyłoby buzujące we mnie emocje? Z pewnością się udało. Co prawda ledwo oddychałem, po twarzy ciekła mi krew pomieszana z łzami, a widok się całkowicie rozmazywał, jednak zdecydowanie wolałem tą wersję, która pomagała mi zapomnieć. Rzeczywiście tak było, gdyż przez jakiś czas nie pamiętałem o problemach i codziennie powtarzającej się męce.
Powieki powoli mi się zamykały, kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Nie odwróciłem się. Ktoś się nie poddawał, gdyż już po chwili silne ręce oplotły mnie w pasie i wyniosły z huczącego od głośnej muzyki pomieszczenia. Nocne powietrze uderzyło we mnie niczym armatnia kula. Zadrżałem i poczułem, że tracę grunt pod nogami, jednak zostałem uratowany od bliskiego spotkania z chodnikiem. Ów człowiek delikatnie wsadził mnie do samochodu, po chwili samemu usadawiając się na miejscu kierowcy. Uruchomił silnik i z piskiem opon odjechał spod klubu. Oparłem głowę o szybę, głośno wzdychając i tym samym zwracając na siebie uwagę wybawcy.
- Harry, dlaczego jesteś cały we krwi? Na dodatek, o ile dobrze spostrzegłem, masz rozszerzone źrenice, co oznacza tylko jedno – powiedział Liam z naciekiem na ostatnie słowa. Kiedy mu nie odpowiedziałem, uderzył pięścią o kierownicę i na krótką chwilę zacisnął powieki.
- Proszę, powiedz mi, że nie brałeś. – Cisza. Kompletna, dołująca i mówiąca sama za siebie cisza. Chłopak jęknął gardłowo. – Co ja sobie myślałem – mamrotał do siebie – że zostawię cię samego na pastwę losu w nocnym klubie, pełnym napalonych gejów? Cholera jasna! – krzyknął, na co skarciłem go spojrzeniem. Sam dźwięk silnika sprawiał, że dostawałem zawrotów głowy, więc co dopiero to.
Kiedy dojechaliśmy pod dom wciąż nie odezwałem się ani słowem. Wpatrzony w pustkę, byłem prowadzony przez Liama do drzwi. Otworzywszy je, chłopak wepchnął mnie do środka i posadził na krześle. Wcisnął mi w ręce szklankę z wodą oraz tabletkę. Spojrzałem na niego zdziwiony. Co miałem z tym niby zrobić? Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Przyjaciel widząc mój pytający wzrok, westchnął.
- Po prostu to połknij – wyjaśnił, lecz ja nadal nie miałem pojęcia do czego mogłyby mi służyć ów przedmioty. Byłem totalnie naćpany. Lam zirytował się lekko i wepchnął mi lekarstwo do buzi. Po chwili rozchylił moje wargi palcami i wlał do środka wodę. Zakrztusiłem się głośno kaszląc i wydając z siebie bliżej nieartykułowane dźwięki.
- Co tu się dzieje? – doszło mnie pytanie zadane przez osobę stojącą w drzwiach kuchni. Mimo, że jej twarz była schowana w ciemności, to nie musiałem jej widzieć, aby zorientować się kim jest. Tego głosu nie sposób pomylić z żadnym innym. Poczułem okropne zażenowanie zaistniałą sytuacją, jednak nie mogłem cofnąć czasu. Wpatrywałem się w jego wspaniałą sylwetkę, ukrytą w cieniu. Chłopak podszedł do nas, ukazując się w pełnym świetle. Miał na sobie dresowe spodnie i luźną koszulkę, zaś jego włosy jak zwykle były roztrzepane. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie pomieszane z troską. Jak można wyglądać tak idealnie?
- Liam? – zwrócił się do przyjaciela, żądając wyjaśnień hałasem w środku nocy. Brunet pokrótce opowiedział mu całą historię, której Lou z uwagą wysłuchał. Przeniósł swój szafirowy wzrok na mnie, przyglądając się przez chwilę krwi na twarzy. Westchnął i podszedł do krzesła, na którym siedziałem. Złapał mnie w talii i podciągnął do góry, tak abym stanął na nogi. Momentalnie zrobiło mi się gorąco od tego bliskiego kontaktu. Jego ręce na moim ciele. Uczucie, którego nie zaznałem od bardzo dawna. Mimo że byłem wyższy, to i tak czułem się jak małe dziecko, które jedyne czego potrzebuje, to jego silnych ramion, aby znów poczuć się bezpiecznie. Bez zastanowienia oplotłem go rękoma i wtuliłem głowę w zagłębienie jego szyi. Wówczas nie obchodziły mnie późniejsze konsekwencje tych poczynać. Liczyła się tylko ta chwila. Chłopak pogłaskał mnie po plecach, na co lekko się spiąłem, ale kiedy nie zaprzestał wykonywanej czynności, rozluźniłem się. Powiedział coś jeszcze do Liama, co kompletnie do mnie nie dotarło. Wtedy zrobić coś całkiem nieoczekiwanego. Wziął mnie na ręce, przyciskając do swojej klatki piersiowej i powoli zaczął wchodzić po schodach na górę… Moje serce na krótki moment się zatrzymało, aby z powrotem zacząć bić, jednak co najmniej dwa razy szybciej niż poprzednio. Tętno wzrosło. Przepełniło mnie silne uczucie do jego osoby. Kochałem go tak strasznie mocno, więc dlaczego nie zdawał sobie z tego sprawy?
Lou wniósł mnie do mojego pokoju, delikatnie kładąc na łóżku i przykrywając kołdrą. Już chciał odejść, ale powstrzymałem go łapiąc za nadgarstek. Jego niesamowite tęczówki wwierciły we mnie pytające spojrzenie. Boże, jaki żałosny byłem.
- Zostań ze mną… p-proszę – wyszeptałem, ledwo poruszając ustami. Szatyn przez chwilę przyglądał mi się z uwagą, aż w końcu westchnął i pokiwał głową, zgadzając się.



* Nazwa klubu i ulica na której się on znajduje jest autentyczna.
** Przepraszamy za opóźnienie, wynikało one wyłącznie z braku weny
*** Prosimy o krótki komentarz od każdego czytelnika. Ostatnio poważnie zastanawiałyśmy się nad zawieszeniem bloga, jednak wasze komentarze nam na to nie pozwoliły. Dzięki nim wiemy, że jest kilka osób, które czyta to beznadziejne opowiadanie i czeka na ciąg dalszy. Dziękujemy z całego serca x

23 komentarze:

  1. No doczekałam się ;D
    Ale warto było, bo rozdział jest świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział! mam nadzieję, że na następny nie będziemy tyle czekać, tym bardziej, że ten skończył się akurat w takim momencie.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Bardzo podoba mi się to opowiadanie i nawet nie próbujcie mi wmówić że jest beznadziejne! Jest piękne i koniec! Błagam nie zawieszajcie tego bloga bo nie wytrzymam! Świetnie się to czyta i mam nadzieję że niedługo pojawi się kolejny rozdział. Kocham Was i to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. jEJKU *.* JESTEŚ ŚWIETNA!!! PO PROSTU TO JEST ZBYT PIĘKNE ABY OPISAĆ TO SŁOWAMI... A POD KONIEC TO SIĘ WZRUSZYŁAM :') W SUMIE TO PRZEZ TEN CAŁY IMAGIN RYCZAŁAM *____* JAK JUŻ MÓWIŁAM J-E-S-T-E-Ś Z-A-J-E-B-I-S-T-A!!!!!! KOCHAM CIĘ NORMALNIE <333 MAM NADZIEJE ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE NIEBAWEM :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, prosze o więcej, pierwszy raz czytam którykowliek rozddział ,a le CHCE WIĘCEJ. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest niesamowity. Trochę trudno mi się czytało scenę pobicia Harryego, ale końcówka jest cudowna. @Karola_Horan69

    OdpowiedzUsuń
  7. ja tu kurde ryczę z powodu tego cudownego opowiadania a wy mówicie że jest beznadziejne?! Nigdy tak nie myślcie, po w porówananiu z tym blogiem czuje że moje opowiadanie na moim blogu jest żałosne! Nie wiele jest powiadań które potrafią tak trafić do mojego serca że aż zaczynam płakać:') czekam na kolejny rozdział *__* @Rena1D

    OdpowiedzUsuń
  8. śliczne opowiadanie, o boziu piszcie nastepny szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiem że to już mój drugi komentarz pod tym rozdziałem ale nie mogłam się powstrzymać.... Piękny nowy wygląd bloga ;D @Karola_Horan69

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowite, czekam na następny! ♥ :) |Zapraszam do mnie http://youliveyyourdreams69.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy nie mówcie że to jest beznadziejne bo lepszego opowiadania nie czytałam!!! Uwielbiam was < 333 czekam na następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. To opowiadanie jest niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeny. Piękne! Nie zawieszajcie bo skrzywdzicie wiele osób ( w tym mnie ) Piszcie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  14. To opowiadanie jest cudowne, mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  15. aaaa uwielbiam to opowiadanie choć dopiero zaczynacie, kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  16. PROSZĘ, NIE ZAWIESZAJCIE BLOGA! To opowiadanie jest świetne!♥ czekam na ciąg dalszy ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku ogromnie spodobało mi się to opowiadanie! Z niecierpliwością czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  18. O mój boże! W życiu nie czytałam lepszego opowiadania o Larrym! I to dopiero początek! Jejuu chyba się od niego uzależniłam, bo skończyłam czytać, a nadal chcę więcej i więcej! Proszę, dodajcie szybko nawy rozdział i NIE MOŻECIE ZAWIESIĆ TEGO BLOGA! ♥

    Pozdrawiam, Nialler <3
    +Zapraszam na moje opowiadanie o One Direction!
    http://niallerxx3.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziś trafiłam na tego bloga, postanowiłam go przeczytać i co się okazuje? Został mi już tylko jeden rozdział :( Dodawajcie je jak najczęściej i piszcie dalej, bo jesteście w tym świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham tego bloga. <3 Nigdy w życiu nie czytałam lepszego opowiadania! *-*

    OdpowiedzUsuń
  21. 28 year old Environmental Specialist Garwood Fishpoole, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Melancholia and Rugby. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. skocz do tych gosci

    OdpowiedzUsuń