'Forget, forget about everything what used to connect us.'
Wspomnienia powracają. Śmiech. Radość.
Szczęście. Płacz. Ból. Cierpienie. Chwile wspólnie spędzone przebiegają między moimi oczami z prędkością
światła. Wychylam się, lecz nie mogę ich złapać. Już odeszły. Teraz jest
zupełnie inaczej. W którym momencie uczucia się zmieniły? Z wesołej twarzy w
paskudną maskę, którą zakładam co dzień. Przyodziewam ją każdego poranka i nie
zdejmuję aż do wieczora. Dopóki słońce nie zajdzie, muszę udawać. Witaj. Jestem
Harry, mieszkam razem z czwórką przyjaciół z zespołu. Powodzi mi się wspaniale,
naprawdę świetnie. Spędzam beztroskie chwile na śpiewaniu i cieszeniu się
życiem. I nagle.. światło tonie w mroku. Miliony gwiazd przejmują miejsce
iskrzących się promieni. Zapada noc. Cały świat zapadł w sen i nie wybudzi się
z niego przed świtem. Zostałem tylko ja. Pytasz się: dlaczego? Przecież jestem
taki szczęśliwy! Z jakiego powodu miałbym przyglądać mrokowi?
Skoczyłbym w ogień, jeśli życzyłbyś sobie
widzieć mnie płonącego. Pociągnąłbym za spust pistoletu, przystawionego do
mojego serca, jeżeli pragnąłbyś widoku upadającego ciała na ziemię. Oddaliłbym
się, gdybyś tylko wypowiedział ‘odejdź’. Zrobiłbym dla ciebie absolutnie
wszystko. Oddałbym każdą materię, która do mnie należy, abyś był
usatysfakcjonowany. Wybaczyłbym ci nawet
najgorsze błędy, jak zarówno przeprosiłbym za te, które ja popełniłem. Poświęciłbym
wszystko, żebyś czuł się szczęśliwy. Trzymałbym cię za dłoń, ochronił własnym
ciałem, szeptał tylko słowa, które chciałbyś usłyszeć. Odtrąciłbym myśli o burzy,
ciesząc się chwilą słońca. Nie pragnę wiele. Jedynie ciebie. Nikogo więcej.
Dlaczego to, co dobre zapominamy, a
złe rzeczy rozpamiętujemy na całe życie? Jedna pomyłka osadzona na dnie naszego
umysłu, nie pozwala się wymazać. Chwile radości puszczamy w niepamięć, nawet
nie wiedząc, że wówczas nie wrócą do nas nigdy więcej. W sercu wciąż czuję ból,
nie pozwalam mu odejść. Każde nieumyślnie wypowiedziane słowo, niepoprawny
gest, złowrogie spojrzenie rzucone podczas złego dnia, krąży wokół mnie niczym Ziemia
wkoło Słońca. Jednak jest moment, którego trzymam się jak deski pośród fal bezdennego oceanu.
-
Harry, uważaj! – wołasz, lecz jest już za późno. Nie zdążam wyhamować i uderzam
w drzewo, upadając na ziemie. Czuję woń porannej rosy na soczyście zielonej
trawie, słyszę radosne świergoty ptaków krążących nad koronami kolosalnych dębów. Twarz mam głęboko wciśniętą
w brudną ziemie. Pochylasz się nade mną i potrząsasz delikatnie mym ramieniem.
Krzyczysz moje imię, ale dusząc w sobie śmiech, staram się nie reagować. Odwracasz
mnie na plecy. Nie otwieram oczu, chcąc dowiedzieć się jak bardzo zmartwiony możesz
być. Moich uszu dobiega mnie twój przejęty głos:
-
Wstawaj, słyszysz? No już! – Kolejny raz łapiesz mnie za rękę i lekko nią
potrząsasz. Jesteś już na granicy załamania. – Błagam, obudź się. Nie, nie, to
niemożliwe! Odezwij się, porusz palcem, cokolwiek. Harry, proszę, nie rób mi
tego – z twoich ust wydobywa się niekontrolowany szloch, gdy kładziesz głowę na
mojej klatce piersiowej i cicho łkasz. Nie mogę dłużej znieść, tego jak się
martwisz. Podnoszę rękę i zaczynam wolno głaskać cię po włosach, nucąc twoją
ulubioną piosenkę. Reakcja jest natychmiastowa. Zarzucasz mi ręce na szyję,
mocno mnie do siebie przytulając.
-
Zabiję cię. Prawie umarłem ze strachu, a ty świetnie się bawiłeś, tak? Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, przez co przechodziłem.
-
Hej, Lou, chciałem tylko zobaczyć jak się zachowasz, okej? – Ujmuję twoją brodę
w dwa palce i podnoszę na wysokość oczu. W tych przepięknych tęczówkach
dostrzegam autentyczną troskę. Nagle zaczynam żałować, że wyciąłem ci taki
głupi żart.
- No to już wiesz – mruczy,
spuszczając wzrok. – Nawet nie mam przy sobie komórki, nie miałbym jak
zadzwonić po pogotowie, czy w ogóle po kogokolwiek. Jesteś dla mnie zbyt ważny, żebym mógł cię
stracić.
Przyglądam mu się z szeroko
otwartymi oczami. Jestem dla niego ważny? Dla osoby, który jest moim całym
światem? W sekundę poprzysięgam sobie, że nigdy nie zapomnę tych słów.
- Jesteś dla mnie
wszystkim, Loueh – szepczę. Wwierca we mnie przeszywające spojrzenie i
przygląda mi się tak przez jakiś czas. Boję się, że zaczyna się czegoś domyślać,
ale na szczęście po chwili wybucha głośnym śmiechem. Wypuszczam powietrze z
ust, czując ogromną ulgę.
- Dobra, dosyć tych
czułości. Idziemy.
- Co? Czemu? Przecież
dopiero przyszliśmy! – obruszam się. Nie chcę kończyć tej magicznej chwili tak
szybko. Chłopak słysząc moje słowa, chichocze i zaczyna głaskać mnie po
policzku. Pozwalam sobie przymknąć powieki na krótki moment, zatracając się w
przyjemności z jego dotyku.
- Wyobraź sobie, że
upadając na ziemię, cały się ubrudziłeś. Nie zdawałeś sobie z tego sprawy, hm? Masz
całą twarz w ziemi, przez co ledwo widzę choćby twoje oczy. Musisz się umyć.
Poza tym, na dziewiątą mamy próby, zapomniałeś? Simon nas zabije jak się nie
stawimy na czas, ostatnio rzadko w ogóle się tam zjawiamy.
Louis wstaje, otrzepuje się
z piachu i zerka na mnie w oczekiwaniu. Widząc, że nie mam zamiaru się ruszyć, łapie
mnie za rękę i pociąga do góry. Robi to na tyle gwałtownie, że zderzamy się
klatkami piersiowymi, a nasze twarze niesamowicie się do siebie zbliżają. Nie
mogę oderwać od niego wzroku. Tak bardzo go kocham.
- Nigdy więcej mi tego nie
rób, jasne? – owiewa mnie jego słodki oddech. Głos szatyna poważnieje, znów się
martwi. Jego wargi niemal ocierają się o moje. Drżę, trochę otumaniony i kiwam
głową. Taka odpowiedź najwyraźniej w zupełności mu wystarcza, bo oddala się ode
mnie, znowu szczerząc zebu w uroczym uśmiechu i nie puszczając mojej ręki,
pociągną mnie za sobą.
Oczy zaszły mi łzami, na wspomnienie
chwili, którą odtwarzam w głowie za każdym razem, gdy czuję nienawiść Louisa
skierowaną na moją osobą. Nie mogłem uwierzyć, że coś tak pięknego po prostu
odpłynęło od niego. To oczywiste, że już zapomniał. Gdyby pamiętał… no właśnie,
co wtedy? Powiedziałby, że widzi, co do niego czuję oraz, że odwzajemnia moją
miłość? Nie. On mnie nawet wówczas nie kochał, nie kocha teraz, kiedy najbardziej
tego potrzebuję i nigdy tego nie zrobi, gdy będzie już za późno. Po tamtej
chwili w lesie wielokrotnie wyobrażałem sobie, jak Lou przychodzi do mojego
pokoju, oświadcza, że czuje do mnie coś więcej niż tylko braterska troska. Te
marzenia nie mogą się spełnić. To tak jak dzieci, chcące gwiazdkę z nieba.
Nigdy jej nie dostają, prawda? Identycznie jest ze mną, ponieważ to, co w sobie
duszę nie dociera do niego. Nie widzi oznak miłości, jaką mógłbym go obdarzać
każdego dnia, gdyby tylko tego chciał.
Myśli
krążyły po głowie tak długo, że nawet nie zorientowałem się, co zaplanowałem po
spotkaniu staruszki. Nie wiem, kiedy to było. Kilka godzin temu? A może nie
minęła nawet minuta, lecz zagłębiając się we wspomnieniach, kompletnie
zapomniałem o czasie? Najprawdopodobniej tak było. Obiecałem sobie, że jak
tylko Eleanor opuści dom, wejdę tam i zrealizuję plan. Nie obserwowałem tego,
czy już wyszła czy nie, dlatego nie wiedziałem kogo zastanę w środku. Byłem
pewny, że rozmyślałem na tyle długo, aby zdążyła odjechać.
Podniosłem się z ziemi, choć nie
pamiętam, bym na niej siadał. Tak się dzieję, gdy moje myśli zajmuje szatyn o
oczach bardziej niebieskich niż najczystszy błękit na niebie. Wszystko wylatuje mi z głowy, zupełnie jakbym
był pijany. Miałem serdecznie tego dość.
Mimo, że Lou
obiecał nigdy więcej nie krzywdzić mnie, to zrobił to znów. Mimo obietnicy, że
żadna dziewczyna nie stanie między nami, pozwolił na to, aby tak się stało. Znów
mnie zranił. Ale wybaczyłem mu. Znów. Najbardziej bałem się jednak, że
zorientuje się, że to ja ostatnio wszedłem do pokoju, w którym zamierzał kochać
się ze swoją dziewczyną. Że to ja przerwałem im zatrzaśnięciem drzwi, a na
końcu ciekłem i zniknąłem na jakiś czas.
Stawiałem niepewne kroki, nie
wiedząc na co się przygotować. Kłótnię? Nie? Przed oczami przelatywały mi
miliony scenariuszów. Obawiałem się konfrontacji z nim. Chciałem po prostu
zrobić to, co może w końcu sprawi, że zacznie mu zależeć. Wyobrażając sobie
naszą niechcianą rozmowę, coraz bardziej przybliżałem się do domu. W końcu dotarłem
do miejsca, którego tak się bałem. Złapałem klamkę i pociągnąłem drzwi w swoją
stronę w tym samym momencie, gdy ktoś ze środka otworzył je. Stanąłem oko w oko
ze zdziwioną brunetką. Jej uśmiechnięta twarz powiedziała mi, że to, co im
przerwałem, zostało dokończone. Zalał mnie niekontrolowany gniew. Rzuciłem jej
ostre spojrzenie, chcąc aby w końcu zeszłą mi z drogi. Zacisnąłem dłoń mocniej
na klamce, żeby tylko się na nią nie rzucić.
- Cześć, Harry – odezwała się. Nadal
stała w progu i najwyraźniej nie zamierzała się z niego ruszyć. Złość gotowała
się we mnie coraz bardziej. Powoli przekraczała granicę, co zdecydowanie mi się
nie podobało. – Coś nie tak? Jesteś cały rozpalony! – dodała z, jak na moje oko
udawanym, przejęciem. Dotknęła mojego czoła, zapewne sprawdzając czy nie mam
gorączki, ale wówczas coś we mnie pękło. Gwałtownie strzepnąłem jej rękę.
- Nie dotykaj mnie – warknąłem. Rzuciła mi
zaskoczone spojrzenie, jakby nie
spodziewała się takiej reakcji. Akurat. Najpierw przeciąga strunę, a później
dziwi się, że jest już zerwana. – Możesz się ruszyć, do cholery?! Chcę wejść do
domu, a ty najwyraźniej już go opuszczasz, więc z łaski swojej, wyjdź wreszcie.
Odepchnąłem ją, wchodząc do środka .
Zatrzasnąłem za sobą drzwi, ignorując jej krzyki. Jeszcze przez jakiś czas coś
mówiła, ale zrezygnowana, w końcu odeszła. Oparłem się plecami o ścianę,
wzdychając ciężko. Nie spodziewałem się jej tu zastać. Sprawiła, że nienawiść
wypełniła cały mój umysł i przejęła nade mną kontrolę. Zdziwiło mnie to własne
zachowanie. Jeszcze przed sekundą byłem na granicy płaczu, a teraz najchętniej
bym coś zniszczył. Powoli się uspakajałem po rozmowie z dziewczyną.
- Możesz mi wyjaśnić, co to było? –
dobiegł mnie zirytowany głos osoby, którą teraz najchętniej bym potrząsnął, aby
w końcu zauważyła coś, na co wydaje się być ślepa. Cała złość w jednym momencie
wyparowała. Teraz został tylko… żal. Żal, że pozwoliłem sobie myśleć, iż jest
inaczej. Kolorowe wspomnienia zamazały mi szary obraz rzeczywistości. Tak
bardzo nie chciałem go dziś widzieć. Wolałbym jeszcze raz skonfrontować się z
Eleanor niż spojrzeć mu prosto w oczy. Bałem się że jeśli to zrobię, w jednej
chwili wszystko ze mnie wypłynie. Cała miłość, nienawiść, prawda, cierpienie, poczucie
winy.
Dlaczego ten horror nadal trwa?
Jestem pionkiem gry w rekach Boga, który najwyraźniej postanowił zgotować mi piekło
na Ziemi. Każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego, mijające godziny
dłużą się, a jedynie chwile, które chciałbym zachować na zawsze, kończą się
szybciej, niż mógłbym to sobie wyobrazić.
- Nawrzeszczałeś na nią, kiedy tylko
ją zobaczyłeś! Co jest z tobą nie tak? Sądziłem, że po naszej ostatniej
rozmowie, relacje między nami powrócą do normy, jednak postanowiłeś wszystko zepsuć.
Wyżywasz się na kim popadnie. Zastanów się czasem, co robisz. Po prostu powiedz
mi o co chodzi, a może mogę to jakoś naprawić? Harry? Słuchasz mnie?
Podczas całej swojej przemowy, chłopak
niesamowicie się do mnie zbliżył. Dzieli nas zaledwie pół metra, lecz ja nie
jestem gotowy na taką bliskość z jego strony. To zdecydowanie za dużo.
- Nie jestem w stanie niczego ci wyjaśnić –
powiedziałem słabo. To wszystko powoli mnie wyniszczało. Nie zaszczycając go
spojrzeniem, wyminąłem jego osobę. Złapał mnie za rękę, odwracając w swoją
stronę. Poczułem, ten sam dreszcz, jak wówczas w lesie, gdy ujął moją dłoń i
pomógł podnieść się z ziemi. Tym razem odważyłem się spojrzeć w jego oczy, ale
nie ujrzałem w nich tego, co było tam wtedy. Pokręciłem głową i wyrwałem się z
jego uścisku. Schody zaprowadziły mnie do pokoju, w którym zamknąłem się,
odgradzając od całego świata. To zawsze kończy się tak samo. Ten koniec zaczyna
mnie powoli męczyć.
Znów ten moment, gdy jestem na granicy.
Mogę wybrać, w którą stronę chcę iść. Światło, bądź ciemność. Ból albo
odpoczynek. Sięgam po to, co jest lepsze tym razem dla mnie. Zapominam o
innych. Staję się egoistą. W takim sam sposób popełnię samolubne czyny, jak on.
Nie będę myślał o tym czego chciałby Lou. Już nie. Nareszcie mam to, czego mi
potrzeba. Nie spojrzę w tył, nie odwrócę się. Zignoruję natarczywe pukanie do
drzwi.
Wyciągnąłem z szuflady przedmioty,
które zachowałem tam właśnie na ten moment.
Wcisnąłem to wszystko do kieszeni spodni i podszedłem do otwartego na oścież
okna balkonowego. Obrzuciłem pokój smutnym spojrzeniem, wiedząc, że już nigdy
tu nie wrócę. Łapiąc się balustrady, przerzuciłem nogę na druga stronę. Po
chwili całe ciało znalazło się za barierką. Rękoma złapałem się krawędzi
balkonu, zaś nogi umiejscowiłem na drabinie, którą ustawiłem tam już dawno na
tą właśnie chwilę. Zszedłem na stopień niżej, dzięki czemu mogłem złapać się
dłońmi najwyższego szczebla. Powoli przenosiłem stopy na coraz niższe belki
drabiny, aż w końcu dotknęły one twardego podłoża. Rozejrzałem się po ogrodzie,
sprawdzając, czy nikogo tam nie ma. Choć raz dopisało mi szczęście. Przeszedłem
przez płot, który ogradzał cały teren i puściłem
się biegiem.
Gnałem do miejsca, w którym pozwoliłem sobie uwierzyć. Zawahałem
się wtedy, co okazało się błędne. Odnajdę tą samą polanę, gdyż wspomnienia dadzą
mi do niej dalszą drogę. Wydarzył się tam moment najpiękniejszy ze wszystkich
chwil, którym pozwoliłem odejść. Dzisiaj pozwoliłem temu wspomnieniu wziąć górę
nad swoją osobą ale to już się nie powtórzy. Sądziłem, że tam wszystko się
zaczęło i teraz tam się zakończy. Dość już tego cierpienia, emocji,
przewyższających mnie samego. Tym razem zadecyduję o własnym losie tak, że nie będę
mógł tego później żałować. Od ostatniej rozmowy z Nim już się nie uśmiechałem.
Myślałem, że będzie lepiej po jego przeprosinach. Lepiej będzie dopiero teraz.
Każda historia ma swój początek jak i koniec. Jeśli zaczęło się to w sposób,
którego nie chciałem, to chociaż skończy się tak, abym nareszcie nie rozmyślał
jak naprawić, to co się stało.
*STRASZNIE PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGA PRZERWĘ :(
*z przykrością informuję, że Justyna odeszła od tego opowiadania i do końca będę je pisać tylko ja, dlatego też tak długo trwało dodanie oraz napisanie tego rozdziału
*postanowiłam dać nieco inny soundtrack niż zawyczaj, bo to własnie przy nim pisałam ten rozdział, więc stwierdziłam, że nie będę szukać takich, jakie były tu dotychczas
*bardzo proszę o krótki komentarz, to niesamowicie motywuje x
cudo, brak mi słów żeby opisać jak uwielbiam to opowiadanie *.* mam nadzieję że szybko dodasz następny :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że Justyna odeszła nie mniej jednak rozdział jest fantastyczny i bardzo się cieszę że go dodałaś. Jeśli Harry chce zrobić to co myśle to.. niech ktoś go powstrzyma. Ktokolwiek, jeśli idzie na polanę to może spotkać tam choćby dziecko które go od tego odciągnie. W końcu to ma być opowiadanie o miłości, nie koniecznie odwzajemnionej, ale mam nadzieję że jednak takie będzie. Cudownie się czytało, czekam na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńprzykro mi, że zostałaś z tym wszystkimi sama. ;c
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie. lubię się trochę posmucić, ale proszę Cię, niech Harry tego nie robi! PROSZĘ. może gdyby powiedział Lou co czuje byłoby mu łatwiej? niech on sobie nic nie robi.. ;c
soundtrack jest genialny *.*
Mam nadzieje że poradzisz sobie sama, skarbie. :) Licze na ciebie. Rozdział oczywiście wspaniały jak zawsze. Czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńgeeeenialny! i czekam na następny;>
OdpowiedzUsuńProsiłaś o krótki komentarz, ale nic z tego. Przeczytałam dziś wszystkie rozdziały i jestem jestem pod tak ogromnym wrażeniem, że zapewne zaspamuję Ci tu monologiem na milion pięćset sto dziewięćset słów, ale może jakoś to przeżyjesz. Czytam naprawdę wiele blogów o Larrym, ale Twój tak bardzo się wyróżnia na ich tle. Nie mówię, że jest lepszy, czy gorszy, ale inny. Gdy tam autorki zakładają, że wszystko jest jedną, wielką konspiracją, Ty patrzysz na wszystko z innej strony. Co prawda pastwisz się nad tym biednym Harrym niemiłosiernie, ale mogę Ci to wybaczyć, bo swojego czasu też kochałam maltretować swoich bohaterów. Ciekawa jestem jak dalej będziesz przedstawiała postać Eleonor. Czy jest ona po prostu zakochaną w Louisie normalną dziewczyną, czy może to wredna, uwielbiająca patrzeć na ból Hazzy zołza. Nie mogę się też doczekać następnego rozdziału. Domyślam się, że Louis w ostatnim momencie znajdzie swojego przyjaciela i odwiedzie go od planu samobójstwa. To najbardziej przewidywalna wersja, choć może się mylę i nas zaskoczysz. Niezależnie od wszystkiego jestem ciekawa jak rozwiążesz tą sytuację i co wydarzy się dalej. Bo dobrego wyjścia chyba nie ma. Jedno kocha, a drugie nie - patowa sytuacja. Ok,już nie bawię się się w żadnego proroka, czy inną, pożal się boże, wróżkę, tylko pozwalam Ci spokojnie tworzyć. Na sam koniec napiszę Ci jeszcze coś, co kiedyś ktoś mi powiedział i do tej pory chyba dlatego dalej próbuję coś pisać i planuję nowego bloga - Masz naprawdę wielki talent. Takie rzeczy nie biorą się z powietrza. Jeśli tylko nie pozwolisz, żeby wewnętrzny krytyk Cię stłamsił to może nawet kiedyś znajdziemy Cię na półce w empiku? Trzymam kciuki, za następny rozdział, kolejny i wszystko inne co napiszesz.
OdpowiedzUsuńPs. Swoją drogą szablon też masz genialny. Mogłabyś mi napisać skąd go wzięłaś? Tak jak już wspomniałam, będę zakładała nowego bloga i przydałby mi się jakiś namiar.
hej, tu Justyna (była autorka) :) pytałaś się o szablon bloga. tak się składa, że ja go robiłam, więc jeśli potrzebujesz, chętnie Ci pomogę :) napisz do mnie na twitterze: @luuvmylarreh
UsuńStrasznie dziękuję za tak długi komentarz, schlebiasz mi. Jest mi bardzo miło, że spodobało ci się to opowiadanie, nigdy nie sądziłam, że może ono wywrzeć na kimkolwiek takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńSzablonu nie robiłam ja, lecz moja przyjaciółka, która niestety odeszła od bloga. Gdybyś chciała się z nią skontaktować, to tu masz jej tt: @oh_my_larreh.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :)